Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Cytat:
Napisał gobin nie będę ci tam Mamro spamować, nie kulinarna jestem, mój M robi torty, jego kremu głównie na bazie budyniu plus masło plus dodatki nie wiem jak to się ma do twojej masy i nie ma u nas bitych śmietan Już mi Kiara pomoga - dzięki za chęć :)
Ale w sumie możesz swojego podpytać - i wrzucić mi tam inne przepisy ktore skrzętnie wypróbuję bowiem lubię piec :)


Cytat:
Napisał kiara cole w ciazy?
ja bym zrezygnowala z tego swinstwa
Why?
Świństwo, świństwem - ale działa.
Ciepła odgazowaną colę daję dzieciom ZAWSZE jak tylko wymiotują - to hamuje wymioty.
W Szwecji czy innym kraju skandynawskim lekarze rowniez polecaja taka cole (oczywiscie nikt nie kaze pić litra na dzień dobry) wlasnie przy roznego typu problemach gastrycznych - wymioty, nudności, zgagi itp.

Sama teżjak tylko mam wymiotne problemy pierwsze po co sięgam nawet przed gastrolitem to cola na zahamowanie wymiotów - moja pediatra również poleca taką colę.

Cytat:
Napisał Tatanka Tatanka tez sie żegna.
Bywajcie zdrowe!
i oczywiscie trzymajcie kciuki jak tylko bedziecie mialy wolne ręce!
Będziemy! :Kciuki:



Dot.: dietetyczny troll odchudza się.szuka przepisów...
  dziś juz mogę wydawać z siebie głoso-podobne dzwięki. Krysia ciągle u dziadków a ja sie kuruję w łóżeczku. idzei ku dobremu. No i przglądam mój ukochany atals kulinarny z Gazety Wyborczej. Moje kultowe odcinki to Meksyk, Amerykański fast Food, SZwecja (te pieczone ziemniaczki).
"DZięki" zpaaleniu krtani nie amm ochoty na nic dobrego, więc mogę sobie czytać te przepisy bez ślinotoku. odchudzanie więc idzie bez większych nakąłdów samozaparcia. a co u was?



DIETA KAPUŚCIANA
Dieta kapuściana jest dietą bardzo popularną i modna. Jadłospis tej
diety jest mało skomplikowany, a przygotowanie dań nie wymaga specjalnych
zdolności kulinarnych. Dieta kapuściana to inaczej: dieta szwedzka, dieta
kalifornijska czy dieta kanadyjska. Odchudzanie w czasie stosowania tej diety nie
wymaga wysiłku, a już zwłaszcza dla tych, którzy lubią jeść kapustę.
Osoby , które już stosowały tę dietę, mówią, że jest to nie tylko
szybka dieta, ale i bardzo zdrowa ponieważ kapusta ma wiele cennych witamin.
A więc możesz szybko schudnąć jedząc kapustę. Spalaczem tłuszczu w
tej diecie jest prosta zupa kapuściana, a nie żadne proszki! Przed
rozpoczęciem stosowania diety kapuścianej najlepiej zasięgnąć porady dietetyka,
który określi czy dieta pomoże nam czy też nie.
W ciągu tygodnia można schudnąć nawet do 4-8 kilogramów.

Przepis na zupę kapuścianą(informacje z sieci)
Składniki :
- główka kapusty,
- woda,
- 6 cebul, najlepiej ze szczypiorem,
-25 dag marchwi,
-25 dag kalarepki,
- 2 zielone papryki,
- 6-12 pomidorów lub 2 puszki pomidorów,
- pęczek selera naciowego,
-1 por
- przyprawy: pietruszka, pieprz, curry, koper, bazylia, czosnek,

Na początku trzeba dokładnie umyć i pokroić warzywa, najlepiej w
kostkę. Następnie wszystko wkładamy do garnka i zalewamy gotowaną wodą by
sparzyć kapustę. Gotować ok. 15 min. Aż warzywa będą miękkie.
UWAGA!!!!! NIE WOLNO:
SOLIĆ ZUPY!
DODAWAC TŁUSZCZY ANI KOSTEK ROSŁOWYCH!

Przygotowana porcja zupy powinna wystarczyć na około tydzień. Jemy ją
w dowolnych ilościach, kiedy poczujemy głód. Najlepiej przechowywać ją w
lodówce i podgrzewać małymi porcjami. Podczas stosowania siedmiodniowej
diety według podanej poniżej rozpiski NIE WOLNO :
SPOŻYWAĆ ALKOHOLI,
NIE MOŻNA PIĆ WODY GAZOWANEJ ,
NIE MOŻNA JEŚĆ CHLEBA, MĄCZNYCH PRODUKTÓW,
SOLIĆ ORAZ DODAWAĆ TŁUSZCZU.
Możemy za to jeść ziemniaki i mięso, ale tylko według przepisu.
Oczywiście jak każda dobra dieta - trzeba pić dużo wody, niesłodzonej
herbaty, kawy, soki owocowe i odtłuszczone mleko.

KURACJA 7 DNIOWA

dzień pierwszy
Jemy tylko zupę z kapusty i owoce. Najlepsze są melony i arbuzy - unikajmy
bananów (i winogron - przyp. chili). Pij dużo niegazowanej wody mineralnej, niesłodzonej herbaty i
niesłodzone soki owocowe.

dzień drugi
Jedz zupę w dowolnych ilościach i warzywa- unikaj groszku, kukurydzy i
fasoli oraz owoców. Na kolację przygotuj 2 ziemniaki średniej wielkości,
gotowane lub pieczone z masłem.

dzień trzeci
Bez ograniczeń jemy zupę, owoce i warzywa (z wyjątkiem bananów i
ziemniaków).

dzień czwarty
Dziś można już jeść banany (4-6 sztuk) i pić odtłuszczone mleko oraz
dużo niegazowanej wody mineralnej. Nie zapominamy o naszej ulubionej
zupce.

dzień piąty
Dziś nie jemy owoców! Natomiast nadszedł czas na mięso. Możesz zjeść
ok. 200 g wołowiny, do tego pomidory - 6 świeżych przez cały dzień.
Wypij też ok. 6-8 szklanek wody, aby wypłukać z organizmu kwas mlekowy.
Zupę zjedz przynajmniej 2 raz w ciągu dnia.

dzień szósty
Zupa kapuściana, wołowina i warzywa głównie zielone. Wołowinę można
zastąpic chudą rybą, piersią z kurczaka czy indyka.

dzień siódmy
Ciemny ryż lub kasza gryczana, niesłodzony sok owocowy oraz warzywa - jedz
tyle, ile chcesz. A do tego przynajmniej 1 raz kapuśniak. Dużo wody
niegazowanej.

Podsumowanie 7dniwoej diety kapuścianej!

Po zastosowaniu 7dniowej diety i przestrzeganiu ściśle określonych zasad
powinieneś schudnąć od 4-8kg.Wszystko oczywiście zależy od Twojego
organizmu i uwarunkowań genetycznych. Dietę można stosować wiele razy lecz
robić sobie przerwy minimum 24h pomiędzy cyklami.

[ Dodano: 2009-01-06, 20:18 ]



Artykuł został pobrany z Start (gory.wojcik.org.pl)za zgodą i wiedzą administratora portalu.

Opis wyprawy Mirka i przyjaciół, którzy zwiedzili miedzy innymi: Jotunheimen, czyli Góry Olbrzymów; Galdghopiggen (2469 mnpm) czyli najwyższy szczyt Skandynawii; Glittertinden (2464 mnpm), drugi szczyt Norwegii; Fiordy i lapońska tajga; najwyższy szczyt Szwecji - Kebnekaise (2114 mnpm)...

Prolog

Pomysł "Wyprawy Skandynawskiej" zrodził się właściwie nie wiadomo kiedy. Jedną z przyczyn był pewnie rzucony kiedyś przy szklaneczce whisky, w rodzinnej wsi Janosika - Terchovej, pomysł zdobycia wszystkich kulminacji krajów europejskich. I tak, od trzech sezonów realizuję ten ambitny, jak na możliwości przeciętnego turysty, plan. I pewnie dlatego (i też z chęci poznania innych gór, aniżeli Alpy) wybór tegorocznej wyprawy padł na Skandynawię, a właściwe na najwyższy szczyt Norwegii - Galghopiggen (2469 mnpm) i Szwecji - Kebnekaise (2114 mnpm).

Już sama organizacja i zbieranie informacji okazały się nie lada frajdą. Oczywiście pomocnym okazał się Internet, gdzie znalezienie potrzebnych informacji było tylko kwestią posiadania wolnego czasu. Termin wyjazdu został wybrany znacznie wcześniej i wyznaczono go na koniec lipca. Z niepokojem wpatrywaliśmy się pod koniec lipca w mapę pogody, zwłaszcza tę "na satelicie", a informacja o powodziach w środkowej Szwecji i odcięciu od świata kilku tamtejszych miejscowości, tylko podniosła nam adrenalinę, zwłaszcza, że o jakichkolwiek zmianach w dopracowanym planie nie było już mowy.

Wyjazd

I w końcu po kilku miesięcznych oczekiwaniach wyruszyliśmy promem ze Świnoujścia, wraz z całym tłumem ludzi, którzy do Szwecji po górskie wrażenia raczej nie wyjeżdżali. Noc na pokładzie (oczywiście w środku i na wykładzinie dywanowej) mija jednak szybko i rano ziemia szwecka wita nas siąpiącym deszczem. Nasz mały Peugeot 106, z czwórką dorosłych na pokładzie i odpowiadającą im ilością bagażu (dociążenie maksymalne, które kilka razy zaowocowało "przytarciem" brzucha o przysłowiową "glebę"), wzmaga czujność szweckiego celnika. Jednak w pełni zadowala go konkretne wyjaśnienie celu naszej podróży, poparte pokazaniem karty Visa (dobrze, że biedak nie wpadł na pomysł sprawdzenia stanu jej zawartości, bo znowu mogły dopaść go podejrzenia, czy, aby naszym prawdziwym celem nie są szweckie borówki!). Rozpędzeni do granic możliwości wynikających z restrykcyjnych skandynawskich przepisów drogowych pokonujemy prawie tysiąc kilometrów i wieczorem (u nas o tej godzinie już jest noc, ale tam im bardziej na północ, tym jaśniej) rozbijamy pierwszy obóz. Dzięki Skandynawskiemu prawu "każdego człowieka do pobytu", które mówi, że rozbijać namiot wolno prawie wszędzie, a z którego nader często korzystamy, udaje nam się obniżyć koszty wyprawy w sposób znaczący. Aczkolwiek myliłby się ten, kto myśli, że znaleĄć darmowe miejsce pod namiot, to pestka. Trzeba na to poświęcić trochę czasu i paliwa, ale przy okazji można poznać sielskie okolice oddalone od głównych dróg tranzytowych.


Jotunheimen

Pierwszy nasz cel, to Jotunheimen, czyli Góry Olbrzymów, gdzie w otoczeniu lodowców przykucnął najwyższy szczyt Skandynawii - Galghopiggen. Aby go zdobyć, pierwsze kroki kierujemy do informacji turystycznej, po odpowiednie mapy. Przy okazji oglądamy zabytkowy, XIII-sto wieczny kościółek w Lom (to takie "ichniejsze" Zakopane). Oglądamy, bo za zwiedzanie się płaci i to słono. W Norwegii zresztą za wszystko płaci się słono! I pewnie dlatego Norwegowie mają te góry i lasy tylko dla siebie. Po zorientowaniu się w topografii, wybieramy wariant zdobywania tych gór "na lekko", m. in. z uwagi na kłopoty niektórych uczestników z kolanami. Dojeżdżamy samochodem do schroniska Spiterstulen, w dolinie Visdalen, po drodze zbierając wprost z samochodu grzyby i rozbijamy namioty po drugiej stronie rwącej, górskiej i lodowcowej rzeki. Kilometr w górę i w dół doliny od tegoż schroniska za biwakowanie się płaci 50 NKR/osobę/noc (ok. 25 zł), mając w zamian do dyspozycji prysznice z w miarę ciepłą wodą, umywalki i kuchnię turystyczną. Poza tą strefą biwakowanie jest darmowe, co zresztą od razu rzuca się w oczy, bo prawie w całej dolinie tkwią namiociki. Są one głównie w kolorze khaki, więc w oczy nie kolą.

Po uszczknięciu polskich zapasów kulinarnych wybieramy się na krótki rekonesans w boczną dolinkę do stóp jednego z licznych tam lodowców. Lodowce zresztą wiszą nad naszymi głowami, niemalże na wyciągnięcie ręki.

Pośród bardzo niskopiennej roślinności (drzewa zostały dużo poniżej), idąc dnem potężnej U-kształtnej doliny Visdalen przemierzamy górską tundrę. W dole huczy spieniona rzeka o charakterystycznym "mącznym" zabarwieniu, górą, zahaczając o szczyty, przelewają się chmurzyska, dookoła zawieszone w swych cyrkach błyszczą bielą lodowce, a wszystko to na zabójczej wysokości - 1100 mnpm. Nagle, w dali dostrzegamy stado jakichś zwierząt- kozice!
Ale niestety, jesteśmy przecież w Norwegii, to tylko migrujące stado dzikich reniferów! Po chwili, nasze trajektorie przecięły się i znaleĄliśmy się niemalże w środku stada, liczącego około stu sztuk. Na szczęście zwierzęta zajęte były wędrówką i skubaniem rachitycznych krzaczków, więc na nas prawie wcale nie zwróciły uwagi. My też zajęliśmy się swoją wędrówką i wkrótce osiągnęliśmy jęzor lodowca. Sceneria była już iście północna: z flory pozostały jedynie porosty na niezliczonej ilości głazów polodowcowych, wszędzie szumiała woda z topniejącego lodowca, a ten ostatni straszył szczelinami. Do tego górą przewalały się jakieś kumulusy przez które miejscami przewiercało się słońce czyniąc to wszystko takim, jak sobie to wyobrażaliśmy w Polsce.



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)