Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Ged, w tym linku co Ci podawałam odnoście maszynki do chleba, jest dział z ciastami drożdżowymi. Autorka chyba wszystkie przepisy robi w maszynie do chleba (ja maszyny nie posiadam więc robię tradycyjnie ale z jej przepisów). Niestety nie są to jednak przepisy dla cukrzyków ale ciężko im się oprzeć
http://mojewypieki.blox.pl/strony/Drozdzowe.html
Co robi wegetarianin w szpitalu? Głoduje. Bo dyrektorom nie mieści się w głowie, że pacjent może jeść coś innego, niż kotlet schabowy.
"Pacjent ma przeżyć, a nie się najadać" - tak pisaliśmy w "Gazecie" o tym, jak szpitale karmią pacjentów. Wystarczyło kilka tekstów i zasypała nas lawina listów. Większość czytelników potwierdza, to o czym pisaliśmy: bez rodziny i szpitalnego sklepiku można w szpitalu umrzeć z głodu.
Ale w kilku listach ludzie skarżyli się na problem, na który nie zwróciliśmy uwagi: co czeka w szpitalu wegetarianina. Wygląda na to, że same smutne przygody.
Pielęgniarka zjadła mi kiełbasę
Najdziwniejszą miała Finka: "Do szpitala dla dzieci trafiłam w wieku 14 lat w 2004 roku z dziwnymi, nie dającymi się zidentyfikować bólami brzucha. Na kolację dostałam herbatkę i dwie kanapki - z wędliną (to i tak ciekawa dieta dla kogoś z chorym brzuchem). Poinformowałam pielęgniarkę, że nie jem mięsa. Proszę sobie wyobrazić - pielęgniarka nie patrząc na mnie ściągnęła bez słowa plaster wędliny z chleba, zjadła go i wyszła z sali. A ja zostałam z kromką chleba z masłem o fantastycznym posmaku taniego mięsa. Nie przypominam sobie, by ktoś kiedykolwiek zachował się wobec mnie tak ordynarnie, jak wtedy!"
Im pobyt w szpitalu trwa dłużej, tym wegetarianin ma gorzej.
"Jak trafiłam do szpitala zostałam uznana za nienormalną, bo jestem wegetarianką" - pisze Fraulein. "Prawie mi grozili kroplówką. Po 6 tygodniach szpitala spadły mi czerwone krwinki, miałam fatalną morfologię. Miałam gorsze wyniki niż na wejściu. I cała to polityka żywienia w szpitalach. Zajmują się tym ludzie, którzy nie maja pojęcia o dietetyce".
Zamówienia specjalne
Siostra Anji, też wegetarianka, wylądowała w szpitalu w Lesznie. Na śniadanie dostała biały chleb, ogromną ilość masła i kawałeczek szynki. Bo stołówka nie uwzględniała "zamówień specjalnych". Efekt? "Żywiliśmy siostrę sami, donosząc regularnie posiłki" - pisze Anja.
Podobny problem miała Julia (nazwisko do wiadomości redakcji), która kilka tygodni temu leżała na patologii ciąży w łódzkim "Madurowiczu". "- Kiedy powiedziałam lekarzom, że nie jem mięsa z niedowierzaniem kręcili głową. Mówili, że to niemożliwe, żeby wegetarianka miała tak dobrą morfologię."
Za to nie wydziwiały pielęgniarki. Nawet kiedy podawały pacjentce "wegetariańskie" dania. Od "normalnych" różniły się tym, że były pomniejszone o przysługującą porcje mięsa. Tym sposobem, jeśli na kolację była kanapka z szynką, Julia dostawała dwie kromki chleba z masłem.
Czasem nawet ona była zaskoczona fenomenem szpitalnego gotowania. - Kiedy rozwozili obiad poszłam po ziemniaki i surówkę - opowiada. - Wzięłam je, a wtedy kuchenkowa spytała, dlaczego nie biorę również zupy. Odpowiedziałam, że pewnie jest na mięsie. - Na jakim mięsie? - zdziwiła się kobieta.
Zachcianki nie dla pacjentów
Co na to Jacek Marynowski, dyrektor "Madurowicza"? - Szpital nie jest zobowiązany realizować zachcianek pacjentów - mówi. I tłumaczy, że z wegetarianizmem jest jak z religią w szpitalach.
- Ustawa zobowiązuje mnie do zatrudnienia duchownego. Większość moich pacjentów to osoby wyznania rzymsko-katolickiego, dlatego dałem etat księdzu z najbliższej parafii. Nie zatrudniam popa, czy duchownego protestanckiego, tylko dlatego że może kiedyś trafi mi się chory tego wyznania. Z jedzeniem jest podobnie. Nie ma możliwości zapewnienia wszystkim, tego co mają na co dzień w domu. Nie może być tak, że specjalnie będę gotował dwa rodzaje zupy. Dla wszystkich - dajmy na to pomidorówkę, a dla wegetarian jarzynową. Poza tym niesłuszne jest twierdzenie, że w moim szpitalu pacjent musi się dożywiać. To co serwujemy powinno wystarczać. A jeśli ktoś nie chce plasterka szynki, to jego problem. Zostaje mu chleb z masłem.
Podobnie jest w większości szpitali. Dlaczego, tłumaczy dyrektor placówki MSWiA Robert Starzec. Jego zdaniem posiłki bezmięsne to tzw. dieta życzeniowa. Teoretycznie można by skomponować takie dania, podobnie, jak posiłki dla cukrzyków, czy dania wysokobiałkowe. Tylko, że ich przygotowanie to dodatkowy koszt. - Ktoś by musiał za to zapłacić - tłumaczy dyrektor Starzec. - Raczej pacjent, a nie szpital. Tylko, że przy obecnych przepisach to niemożliwe. Jeśli leczę człowieka na NFZ, nie mogę brać od niego żadnych pieniędzy. I kółko się zamyka.
Okazuje się jednak, że to co niemożliwe w Łodzi w Warszawie okazuje się wykonalne.
A jednak można
"W szpitalu św. Zofii w Warszawie mają dania wegetariańskie do wyboru - tylko rada, zgłaszać to trzeba rano przy zapisie i będzie uwzględnione " - na forum Gazeta.pl pisze eMka.
- Oferujemy nie tylko dania wegetariańskie, ale nawet koszerne - precyzuje Agnieszka Gibalska-Dębek ze szpitala św. Zofii. - Pacjentki nic za to nie płacą. Jak to możliwe? Po prostu pacjentka i jej potrzeby są dla nas najważniejsze. Musimy się trochę postarać, żeby je zaspokoić, ale to nie jest wielki problem. Wystarczyło, że na przetargu dla firm kateringowych zastrzegliśmy kilka warunków. W każdej chwili możemy skontrolować kuchnię, a jeśli dania przyjadą do szpitala zimne, reklamujemy je. W ten sposób za 12 zł dziennie mamy jedzenie, które bardzo smakuje naszym pacjentkom.
http://miasta.gazeta.pl/l...w_szpitalu.html