Projekt badawczy Polska-Namibia 2010


Zazwyczaj zaplata ksiedzu i organiscie wynosi ok 3 do 5% kosztow
sredniego wesela. Mocno zroznicowane wg regionow. Tanio jest
np. w Gdansku (wk katedrze oliwskiej ok. 100 zl). Drogo jest
np. na Slasku (podobno nawet do 500 zl, ale Slazacy wesela tez
robia wystawniejsze)
Proboszczowie czesto licza za uslugi podobnie jak niektorzy
policjanci wymierzaja mandaty: wg domniemanej zamoznosci
delikwenta.


Slyszalem tez o innym przeliczniku: ustalony procent (5 do 10) kosztu wodki
na wesele. Przy weselu bez wodki slub byl za darmo (w niektorych
diecezjach po zgloszeniu takiego slubu i ustaleniu terminu ceremonie
prowadzi biskup).
                                        --Jarek



Jarek Deminet <demi@nw.senat.gov.plwrote in article
<157306E3@nw.senat.gov.pl...

| Zazwyczaj zaplata ksiedzu i organiscie wynosi ok 3 do 5% kosztow
| sredniego wesela. Mocno zroznicowane wg regionow. Tanio jest
| np. w Gdansku (wk katedrze oliwskiej ok. 100 zl). Drogo jest
| np. na Slasku (podobno nawet do 500 zl, ale Slazacy wesela tez
| robia wystawniejsze)
| Proboszczowie czesto licza za uslugi podobnie jak niektorzy
| policjanci wymierzaja mandaty: wg domniemanej zamoznosci
| delikwenta.

Slyszalem tez o innym przeliczniku: ustalony procent (5 do 10) kosztu
wodki
na wesele. Przy weselu bez wodki slub byl za darmo (w niektorych
diecezjach po zgloszeniu takiego slubu i ustaleniu terminu ceremonie
prowadzi biskup).
                                        --Jarek


Za to sie Kosciolowi nalezy szczere Bog zaplac.
Alkocholizm to jeden z powazniezjszych problemow Polski.  



Ktoś tu myli 2 sprawy - jeśli młodzi proszą w jakikolwiek sposób o pieniądze
zamiast prezentu to z góry zakładacie,że liczą sobie w głowie czy się wesele
zwróci.Jakby zaraz chcieli zarobić.A to są kompletnie różne rzeczy!O ile można
zastąpić prezent kasą i to wg.mnie jest ok, o tyle przeliczanie wesela na zysk
jest złe.Nie ma znaczenia kto finansuje ślub - jest to zawsze wydatek i robi się
to po to aby ten najpiękniejszy dzień uczcić.Późniejsze zwracanie kosztów
rodzicom,dzielenie,mnożenie uważam za pozbawione sensu i komplikowanie sobie
sprawy na siłę.



Wesela nie robi się po to, żeby się zwróciło albo żeby na nim zarobić.
Przeliczanie prezentów na koszt "talerzyka" to najgorszy rodzaj buractwa, jaki
widziałam. Albo kogoś stać na wesele i zaproszenie gości, albo organizuje tańsze
przyjęcie i tyle. My od szwagierki dostaliśmy chyba 300zł, od mojej siostry
komplet kieliszków- i ani nam w głowie było przeliczać czy opłaciły sobie i
swoim partnerom prawo do nałożenia sobie drugiego kotleta na talerz czy też nie.



Kurcze jestem w szoku czytając posty innych osób. Ja sama brałam ślub kilka
miesięcy temu i do głowy mi nie przyszło, aby przeliczać gości na gotówke od
łebka. Przyznam, że byłam zaszokowana, bo dostaliśmy więcej niż przez myśl by
mi przeszło. Oczywiście o tym czy i ile sie ew dostanie człowiek mysli., ale
nie na zasadzie pewnika raczej hmmm... "fajnie by było gdyby..."
Moim skromnym zdaniem - dajesz tyle ile możesz, jesli nie masz gotówki napisz
życzenia na ładnej kartce i daj młodym.
Przeliczanie że koszt wesela od osoby to tyle a tyle i należy dać taką kwote
razy liczba członków rodzinki jest dla mnie nieporozumieniem.
Napewno warto, jesli wiesz że młodzi na dorobku i bardziej przydatna będzie
kasa, dać właśnie kopertę. Ale kwota według uznania i możliwości gościa, a nie
wymagać czy oczekiwań młodych.
Pozdrawiam i życze udanej zabawy



Hej melko,
może masz rację, że do pewnych rzeczy podchodzę bardzo racjonalnie i patrzę od
strony materialnej (chociaż nie miałam na myśli przeliczanie przyjażni na
wartość prezentu). Po prostu takie jest życie, nam też jest czasem ciężko
finansowo, dlatego tak właśnie mi sie napisało.

Poza tym nigdzie nie jest napisane, że Pan Młody jest bliskim przyjacielem męża
kochamcie, a określenie "przyjaciel z młodości" w przypadku np. kolegów mojego
męża oznaczało kilka osób z czasów podstawówki, z którymi nawet nie ma teraz
zbyt dobrego kontaktu, ale zaprosił ich, bo chciał ich w ten sposób wyróżnić.

Ja nigdzie nie napisałam, że Młodzi wymagają takich prezentów, napisałam tylko,
że sama organizowałam 2 lata temu wesele i koszt samej sali + jedzenie wynosił
160zł. od pary. Dlatego od tamtej pory staram sie dać chociaż tyle aby te
koszty sie zwróciły (żeby młodzi do nas nie dokładali). I nie jest to wcale
zasada "zastaw sie a postaw sie", bo wiem ile całe wesele dziś kosztuje i źle
bym sie czuła bawiąc sie na koszt Młodej pary. Mi np. było bardzo przykro jak
po własnym weselu z koperty wyjęłam ... 20 zł. Może mnie za to bardzo
skrytykujecie, ale nie było to przyjemne uczucie!

Co do Twojego ostatniego stwierdzenia
> Powiem tak, strasznie byłoby mi przykro, gdybyś ktoraś z na tyle mi bliskich
> osób, że zdecydowałam się zaprosić ją na przyjęcie weselne, potraktowała tę
> uroczystość w ten sposób
>
Faktycznie niezręcznie sformułowałam swoją wypowiedź. Po prostu wesele sie nie
udało (tak sie czasem zdarza, był fatalny zespół i mało kto dobrze bawił sie
przy takiej muzyce) i wróciliśmy troszkę zmęczeni i rozczarowani. Tym bardziej,
że jechaliśmy ponad 200 km. Co nie oznacza, że drugi raz bym nie pojechała.
Po prostu teraz przeliczam wszystkie większe wydatki na ubranka dla małej,
pampersy itd., jest nam czasem ciężko, dlatego nie jestem taką idealistką jak
Ty.
Pozdrawiam serdecznie



OK? Od OK to jest tak daleko, że tego OK nie widać
Konstruujesz fałszywy obraz klasowej dychotomii. Z jednej stony self made man
uosobiany przez Leppera - z drugiej paniczyk Rokita. Ale ten wiochman się self
made'uje nie pracą i zdobywaniem wiedzy, tylko dzięki partyjnym
(PZPR-owskim)chodom i gminno-PGR-owskim znajomościom bierze w czasie inflacji
kredyt tańszy niż stopa inflacyjna i kombinuje, ze sobie pożyje jak panisko na
koszt banku - czyli tych "frajerów" co trzymaja tam swoje oszczednosci. Ale
nagle rusza balcerowiczowski program antyinflacyjny i się okazuje, że kredyty
trzeba spłacać z uwzględnieniem przelicznika urealniajacego. Kończy się lekkie
życie partyjnego "układowca". Komornik puka do furtki. Czy "self made man"
bierze się za robotę, żeby dobrze wykorzystać wzięty kredyt zarobić na jego
spłatę? Ależ skąd! Skrzykuje grupę podobnych sobie cwaniaków i organizują
"samoobronę" przed komornikami. Od tego momentu, krok po kroku, zdyma za zadymą
robi "tymi okciami" karierę polityczną, a przy okazji, tanio (znów dzięki
układom politycznym) kupując postpegeerowskie grunty - on i jego drużyna
obrastają w milionowe majątki.
Żebym sam nie był "wsiokiem" to może by mnie i jego los wzruszył. Ale widziałem
na przełomie lat 80/90 wielu takich PZPR-owskich "rwaczy" z gminnych układów.
Mądrzy i pracowici - do czegos doszli. Większość balowała, przepieprzyła czas i
pieniądze - i teraz chodzi i opowiada o swojej krzywdzie. Licza na to, że im
Lepper załatwi umorzenia (to znaczy spłatę z pieniedzy podatników).
Jaka tu "dychotomia" ze studentem z biednej rodziny krakowskich inteligentów,
działaczem opozycyjnych ugrupowań, który po studiach "załapał się" na nabór do
pierwszej fali tworzacej niekomunistyczną administracje państwową?
W tym, że jeden jest byłym urzednikiem PGR-owskim i ma twarde zaplecze społeczne
(choc dość mało estetyczne), ale jest mocno ograniczany brakiem wiedzy i
kwalifikacji oraz różnymi "smrodami w życiorysie", których się zdążył był
nabawić, a drugi - nie ma zaplecza, ale za to miewa błyskotliwe powiedzonka i
dość biegle sie porusza w labiryntach władzy? A jakaż to dychotomia? To nie ich
wina, że z powodu karykaturalnego kształtu polskiej sceny politycznej znaleźli
się w sytuacji zderzenia czołowego.
W normalnych warunkach żyliby w symbiozie i tańczyli chocholi taniec jak
"miejscowi" i "państwo z miasta" w 'Weselu' Wyspiańskiego.
Dychotomia, to moze byc miedzy prawicą PiSowską i LPR a ugrupowaniami
postkomunistycznej "lewicy".
Pokaż mi palnicku gdzie marginalne partie środowiskowe - takie jak
drobnomieszczańscy liberałowie i agraryści plasuja się na przeciwstawnych
biegunach? Przeciez to są środowiska (wieś, drobne przetwórstwo, detaliczny
handel, turystyka), które w realu nie konkuruja, tylko przeciwnie - najbliżej ze
soba współpracują...
Ta "dychotomia", o której piszesz - to raczej reliktowa czkawka jeszcze po
PRL-u, a może jeszcze dawniejsza - po feudaliźmie (bo w Polsce, tak na dobrą
sprawę nigdy nie mieliśmy dominacji wsi farmerskiej (tylko
postpańszczyźnianą)ani inteligencji dorobkiewiczowsko-mieszczańskiej (tylko
dworsko - post drobnoszlachecką).
Co dzieje się ze społeczeństwem, gdy władza daje sygnał i przyzwolenie, że mozna
nienawidzić, lżyć, pomawiać, donosić? I zachęca, że warto, że to się opłaca?



weselna dygresja
> Hej melko,
> może masz rację, że do pewnych rzeczy podchodzę bardzo racjonalnie i patrzę >
od
>strony materialnej (chociaż nie miałam na myśli przeliczanie przyjażni na
>wartość prezentu). Po prostu takie jest życie, nam też jest czasem ciężko
>finansowo, dlatego tak właśnie mi sie napisało.

>Poza tym nigdzie nie jest napisane, że Pan Młody jest bliskim przyjacielem
>męża
>kochamcie, a określenie "przyjaciel z młodości" w przypadku np. kolegów mojego
>męża oznaczało kilka osób z czasów podstawówki, z którymi nawet nie ma teraz
>zbyt dobrego kontaktu, ale zaprosił ich, bo chciał ich w ten sposób wyróżnić.

>Ja nigdzie nie napisałam, że Młodzi wymagają takich prezentów, napisałam
>tylko,
>że sama organizowałam 2 lata temu wesele i koszt samej sali + jedzenie wynosił
zł. od pary. Dlatego od tamtej pory staram sie dać chociaż tyle aby te
>koszty sie zwróciły (żeby młodzi do nas nie dokładali). I nie jest to wcale
>zasada "zastaw sie a postaw sie", bo wiem ile całe wesele dziś kosztuje i źle
>bym sie czuła bawiąc sie na koszt Młodej pary. Mi np. było bardzo przykro jak
>po własnym weselu z koperty wyjęłam ... 20 zł. Może mnie za to bardzo
>skrytykujecie, ale nie było to przyjemne uczucie!

>
>Faktycznie niezręcznie sformułowałam swoją wypowiedź. Po prostu wesele sie nie
>udało (tak sie czasem zdarza, był fatalny zespół i mało kto dobrze bawił sie
>przy takiej muzyce) i wróciliśmy troszkę zmęczeni i rozczarowani. Tym
>bardziej,
>że jechaliśmy ponad 200 km. Co nie oznacza, że drugi raz bym nie pojechała.
>Po prostu teraz przeliczam wszystkie większe wydatki na ubranka dla małej,
>pampersy itd., jest nam czasem ciężko, dlatego nie jestem taką idealistką jak
>Ty.
>Pozdrawiam serdecznie

Mamo_pyzuni
pisałam, że różnie mi się w życiu układało i choćby dlatego pisząc o
pieniądzach bardzo ważę słowa, staram się w każdym razie . I myślę, że w
kwestii finansów jestem bardzo pragmatyczna )), czyli nie kupuję prezentów, na
które mnie nie stać i nie wymagam takowych od innych. Żeby nie być gołosłowną.
We wrześniu bierzemy ślub. Świadkiem będzie moja przyjaciółka, która akurat
jest w sporych tarapatach finansowych. I niedawno z nią rozmawiałam o tym, że
nie życzę sobie żadnego prezentu. Ja naprawdę wiedząc o jej sytuacji wolę, żeby
kupiła coś swojemu dziecku i z pełną odpowiedzialnością mówię, że to, że ona
akurat będzie świadkiem jest dla mnie najlepszym prezentem . Zreszta jak ją
znam, to pewnie dostanę coś, tylko za jakiś czas, może za rok, a może i za 5
lat, dla mnie nieważne. Ważne, że ja wiem, że ona wie , że na prezent ma się
nie rzucać i koniec kropka . Podobnie jest z resztą gości, są to na tyle
bliscy ludzie, że mamy nadzieję, że prezenty będą na miarę ich możliwości. Oni
również wiedzą, że niczego więcej nie oczekujemy.
Nie ma nic gorszego -moim zdaniem- niż ślub, ktory zamiast radością staje się
utrapieniem - i dla nowożenców i dla gości.
No i właśnie tutaj mam pytanie. Otóż rozumiem Twój argument o chęci
rekompensowania kosztów wesela prezentami (czy wręcz gotówką). Ale... zobacz,
czy w ten sposób właśnie nie nakręca się mechanizm "zastaw się, a postaw się"?
Samemu urządza się bardzo kosztowne wesele. Od gości dostaje się gotówkę, która
te koszty pokrywa. Później idziesz się na wesele kogoś innego, więc również
czujesz się zobowiązana do dania zbliżonej kwoty. I tak się to kółko kręci, ale
czy to ma sens? Czy to jednak nie odbiera radości z takich uroczystości? Nie
osądzam, pytam )). Sama nie robię tradycyjnego wesela, więc jestem ciekawa
opinii innych. A tradycyjnego wesela nie urządzam również dlatego, że wolę za
te pieniądze wyjechać, albo kupić przepiekną i obłędnie drogą kanapę, na którą
ślinimy się razem od roku i wreszcie wykończyć górę mieszkania ))
Pozdrawiam serdecznie
Magda



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)