Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Temat dokładnie brzmi tak:,, Los bohatera, który staje się przestrogą. Omów na przykładzie wybranych postaci literackich". Wybrałem go ze względu na możliwość opisania losu bohatera pod wieloma aspektami. Przestrogą może być późne dojrzewanie, dochodzenie do niepoprawnych wniosków światopoglądowych itp. Tak naprawdę nie jestem zdecydowany o czym jeszcze napisać i proszę o jakieś sensowne propozycje. Odnośnie lektur to myślałem o ,,Przedwiośniu" S.Żeromskiego i ,,Zbrodni i karze" F.Dostojewskiego.
Jednak do końca nie jestem pewien czy te książki pasują do tematu i jaką lekturą spoza szkolnego programu mógłbym się posłużyć? Czekam na odpowiedzi, pozdrawiam.



Saga Miecz Prawdy Terrego Goodkinda - prawa magii i to co Richard mówi, czuje, widzi - to spowodowało, że spojrzałam inaczej na świat.
Władca Pierścieni - pokazał mi,ze istnieje gdzieś drugi świat - któy można sobie wykreować w oparciu na własnej pomyslowości i inspiracjach...
'nad brzegiem rzeki Pietry usiadłam i plakałam" - bo pokazała, ze miłość wyzwala...
"przedwiośnie" - synteza dojrzewania w trudnych czasach - a teraz takie mamy
'lord Jim" - bo za marzeniami można ruszyć w świat... bo człowiek słaby w jednej sytuacji może się okazać mocarzem w innej...



" />
Twórcy:Reżyseria: Michał Kwieciński
Scenariusz: Jerzy Stefan Stawiński
Zdjęcia: Piotr Wojtowicz

Obsada:Mateusz Damięcki: Andrzej Skowroński
Jakub Wesołowski: Jerzy Bolesławski
Antoni Pawlicki: Wacek Dołowy
Grażyna Szapołowska: Matka Krysi
Krzysztof Stelmaszyk:
Anna Gzyra: Krysia

Fabuła:Romantyczna opowieść o maturzystach, którzy w maju 1938 roku wyruszają w dorosłość. Trzej przyjaciele Andrzej, Piotr i Jerzy są przekonani, że ich życie będzie wyjątkowe, a przyjaźń będzie trwać wiecznie. Wolno im pić, palić i spotykać się z dziewczętami. Czas beztroski i szczęśliwości kończy niespodziewanie wojna.
Nazwisko scenarzysty jest gwarantem interesującej historii, ale już reżyser (Statyści :/ ) skutecznie zniechęcił mnie do wielkich nadziei. A tu proszę. Naprawdę telewizyjna perełka. "Jutro idziemy do kina" jest zaprzeczeniem tezy, że telewizja polska obrazami o naszej przeszłości chce tylko kształcić. Film Kwiecińskiego daleki jest od moralizatorstwa, choć naturalnie akcenty podkreślające ówczesne realia polityczne i społeczne znaleźć się musiały - przemowy taty Jerzego. Po za tym jednak, reżyser zrezygnował ze skupiania się na Polsce międzywojennej i zbliżającej się inwazji niemieckiej. Wydarzenia te są tłem dla roku z życia trójki przyjaciół, co nadaje filmowi niespotykanemu zbyt często w naszym kinie (telewizji) uniwersalizm.

Pozytywnie zaskoczyli mnie młodzi aktorzy. W szczególności Damięcki, który w zasadzie od Przedwiośnia nic ze sobą konstruktywnego nie zrobił. Prawdopodobnie najlepsza jego rola ever. Podobnie serialowy wyjadacz Wesołowski - chłopak musiał udźwignąć ciężar głównej roli i chociaż kilka razy irytował, większych zastrzeżeń mieć nie można. No i na koniec, wielkie (pozytywne) zdziwienie. Trudno u nas o utalentowane aktorki, zdecydowanie łatwiej o aktorów młodego pokolenia. Ale Zosia w wykonaniu Julii Pietruchy to uczta dla oka! Szczególnie w scenach, gdy Piotr po raz pierwszy ją spotyka. Apropo - czy ten zaczepiający ją facet to nie był przypadkiem Kiersznowski? )

Stawiński "Jutro idziemy do kina" wraca do lat które odebrano jego pokoleniu (1921) i robi to naprawdę wyśmienicie. Niedostatki budżetowe niestety nie pozwoliły na wierniejsze odwzorowanie końca lat 30', więc sceny są kameralne, a niektóre elementy scenografii wyglądają jak z teatru (stacja kolejowa!), ale w żadnym razie nie wpływa to na film. Główną rolę gra pierwsza miłość, dojrzewanie i ukradziona beztroska. Naprawdę zacne filmidło.



" />Za mną kolejny tydzień tenisowych górek i dołków, tydzień zakończony w bardzo kiepskim stylu. Oprócz pykania z koszykiem udało się zagrać 3 sparingi. Jeden z nich (przegrany bodajże 3:6 2:3 i koniec czasu, więc łącznie 5:9) był bardzo pożyteczny i tchnął we mnie optymizm na dalszą część tygodnia. Później był średniej jakości jeden secik wygrany co prawda 6:0, ale przeciwnik to jednak mniejszy tenisowy kaliber. Aktualnie chwyciło mnie solidne przeziębienie (potęga przeciągów i zbyt szybkiego uwierzenia w przedwiośnie), które próbowałem zaleczyć dziś na korcie. Cały tydzień grałem na mączce (w sumie to niemal cały czas na niej gram) a dziś przeniosłem się do szybkiej hali. Efektem były spóźniane uderzenia i zbyt wolny nadgarstek. Pierwszego seta przegrywam 2:6, w drugim leżałem już na korcie wskutek urazu kostki, ale na szczęście odpuścił i ze stanu 1:2 udaje się wygrać 6:3. Grę postanowiliśmy zakończyć tie-breakiem. W między czasie wpadł mój, ojciec, któremu chciałem pokazać, że nie jestem byle grajkiem. Kiedy byłem mały pamiętam wsparcie, jakie dawał mi przy okazji turniejów, wizyty na treningach i pochwały jakie regularnie słyszał pod adresem mojej gry od trenera, gdy czyniłem szybkie postępy w grze. Kto zna moją historię, ten wie, że w pewnym momencie zamiast iść dalej naprzód zawiesiłem rakietę na kołku. Przez ten czas nie przyniosłem rodzinie dumy, a wręcz przeciwnie – było ze mną trochę kłopotów spowodowanych zbyt dużą naiwnością i lekkomyślnością, którą musiałem nadrobić szybkim dojrzewaniem. Po powrocie na korty ojciec znów interesuje się moimi wynikami, ale dane mu było oglądać mnie cztery razy – raz podczas treningowego odbijania , gdy grałem całkiem dobrze, drugi raz kiedy walczyłem w finale turnieju na krakowskim Dąbiu, ale zmęczony turniejem przegrałem, acz po niezłej grze. Kolejna przelotna obserwacja mojej gry przez tatę miała miejsce podczas finału challengera, gdzie miotałem się po korcie i dość szybko poległem. Dziś wpadł na koniec sparingu, na wspomnianego tie-breaka.. Chciałem więc pokazać, że gram całkiem fajnie mimo tego, że wyraźnie mi dziś nie szło. No i nie wyszło, bo szybko zrobiło się 1:5, doszedłem na 4:5, ale skończyło się 5:7. I taki jakiś jestem niepocieszony, bo chciałem pokazać, że potrafię porządnie grać, a zaprezentowałem drewnianą grę. Trochę dziwny ten wpis, bo wychodzę w nim na maminsynka, ale kto mnie zna ten wie, iż do takowych bynajmniej się nie zaliczam, udowadniać tego też nie mam zamiaru . Po prostu jakoś mnie dziś wzięło na taką formę wpisu.



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)