Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

No dobra, skoro druga strona się godzi na takie rzeczy, to macie moje błogosławieństwo. :hamster_XD:

*przestaje tańczyć z siostrą i oddaje ją w ręce małży*
*sama idzie do stołu, by coś zszamać*

E: *bije brawo* Łał, Hou, cóż za przemówienie! Ja też Ci dziękuję, za cierpliwość, bo czasem mam humorki. No i mam nadzieję, że będziecie z Dar szczęśliwą rodzinką. dnia Pon 19:46, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz



Pio, ja jak Ty mam alergie na religie i strasznie irytuje mnie wszechobecnosc symboli religijnych, programow (nie tylko religijnych ale i tych swieckich, ktore do religii wciaz sie odwoluja).
Jestem ateistka odkad zaczelam samodzielnie myslec, czyli wedlug pogladow opartych na moich wlasnych a nie rodzicow doswiadczeniach. Moi rodzice sie z tym pogodzili jednak na wlasnym slubie spotkala mnie sytuacja analogiczna do Twojej. Moja mama mimo moich wczesniejszych perswazji zdecydowala sie mnie poblogoslawic, zrobila to razem z tesciowa. Wczesniej ustalilysmy, ze zamiast blogoslawienstwa po prostu zloza nam zyczenia bez odwolan religijnych. Tak tez bylo, tyle, ze matki zyczenia zakonczyly znakiem krzyza co mnie cholernie rozsierdzilo jednak tak jak Ty nie zdecydowalam sie na zadna konkretna reakcje(poza jakims histerycznym komentarzem, ze mnie od tych krzyzy skora zacznie palic)

Slub mielismy cywilny, jak dla mnie oprawa byla o wiele lepsza niz w jakimkolwiek kosciele. Moj urzad miasta organizuje slubu w starym dworku wiec okolica przyjemna, przemowa urzedniczki krotka, ale piekna (bylam na kilku slubach koscielnych i to godzinne wysluchiwanie gledzenia ksiedza zawsze mnie usypia).



Obrzedy weselne
Obrzędy weselne były niegdyś nacechowane powagą, barwnością strojów, radosnym nastrojem. Gdy chłopak upatrzył sobie pannę, zabierał wódkę i szedł do niej razem ze swatem. Jeśli go przyjęto, omawiano warunki i szczegóły ożenku, były to zmówiny. Za trzy dni, zwykle w sobotę, odbywały się zaręczyny, na których wśród odpowiednich przemówień wymieniano pierścionki. Główną rolę grał tu rajek, czyli swat, którego po szczęśliwym skojarzeniu nazywano dobrym mężem. Na kilka dni przed weselem, drużbowie uroczyście ubrani, jeździli konno od domu do domu i zapraszali gości na uroczystość. ?luby gospodarzy odbywały się we wtorki, a robotników w niedziele. W przeddzień ślubu druhny wiły wianek ślubny, a sąsiedzi rzucali przez dom panny młodej gliniane garnki i skorupy, co miało na celu wypędzenie złych duchów. Przed wyjazdem do kościoła przemówienie wygłaszał swat, który zaręczał parę młodą. Po udzieleniu błogosławieństwa przez rodziców orszak siadał na drabiniaste wozy przyozdobione zielenią. Drużbowie towarzyszyli im na koniach. W drodze powrotnej z kościoła witała młodych starsza kobieta chlebem i solą. Na uczcie weselnej podawano takie potrawy, jak rosół z fasolą, kluski krajane i mięso, i inne potrawy. Przed rozpoczęciem obiadu przemawiał starszy drużba. O północy odbywały się oczepiny. Pan młody siadał na krześle, ustawionym w środku izby, a panna młoda na jego kolanach. ?piewano pieśni. Od czasu do czasu ktoś lał pod nogi nowożeńcom wodę z małego kubka. Był to obrzęd mający zapewnić płodność. Wywiązywała się pewnego rodzaju walka między pannami a mężatkami, jedna i druga strona wołała: "oj nasza". Młoda tańczyła ze wszystkimi kawalerami, którzy rzucali do talerza pieniądze na czepek. Obrzęd kończył się nałożeniem młodej czepca na głowę.

I co o tym myslicie?



Po wyjątkowo męczącym dniu Molina padł na sofę w swojej komnacie niczym martwy. Roczna nieobecność Kościoła Praworządności robiła swoje - ludność centralnych ziem zorganizowała fetę powitalną dla dostojników Bractwa, od momentu gdy tylko cień świątyni padł na wiernych nie ustępował szał świętowania.

Najwyższy Kapłan zszedł do wiernych i osobiście ich przywitał, wraz z sporą grupą ważniejszych możnych Bractwa. Altruista jak zawsze w tłumie czuł się swobodnie, pozdrawiał każdego uśmiechem i gestem, składał pocałunki na czołach dzieci, które na wyciągniętych rękach podsuwały matki, aby ich latorośle mogły dostąpić błogosławieństwa Najwyższego. Kapłan przez kilka godzin przemierzał drogę utworzoną przez tysiące wiernych i z niedźwiedzią wytrzymałością prowadził długie i natchnione przemówienia. Wiwatom i okrzykom nie było końca, cisza następowała tylko gdy Altruista podnosił ręce i zaczynał prowadzić kolejne przemówienie.

Zupełnie coś innego w tym czasie robił Costly. Jemu przypadło w udziale spotkanie z pozostawionymi podwładnymi i zastępcami, a także przedstawicielami władz regionalnych. Tak długa nieobecność zwiastowała ogrom pracy dla Mrocznego Kapłana.

W perspektywie jednak póki co czekała Molinę inna sprawa - już jutro odbyć ma się bal, zorganizowany w celu uczczenia powrotu Kościoła Praworządności na kontynent. Weźmie w nim udział szereg wysokich dostojników Bractwa, a także większość regionalnej elity społeczności i wielu gości z terenów Bractwu przyjaznych. Costly, mimo szeregu obowiązków, pozwolić sobie na pozostawienie tej okazji nie mógł. Z dwóch powodów - mniej ważnego, czyli powodu formalnego, który wymagał od urzędnika rangi Costly'ego obecności i drugiego, zdecydowanie ważniejszego, jakim był fakt, że Kapłan ciągle miał dług wobec Królowej Avalii, którą musiał zostawić samą na balu w Samarachu. Obiecana rekompensata miała nadejść jutro.

I gdy Kapłan tak powoli zagłębiał się w własne myśli i powoli oddawał się w objęcia morfeusza, do uszu jego doszło pukanie. Chcąc nie chcąc Costly niechętnie podniósł się i zawołał "Wejść!".

Do komnaty wszedł młody akolita.

- Panie. - Powiedział z ukłonem. - Przybyła do ciebie Kapłanka Shizuku wraz z towarzyszem.

- Zaproś ich do środka. - Powiedział Kapłan lekko zaskoczony udając się od razu w stronę barku, aby naszykować dla gości po lampce czegoś do picia.



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)