Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Ja koniecznie chcę powiedzieć coś swoim rodzicom. Pewnie ułożę coś jeszcze przed ślubem jak znam życie. Chociaż (również znając siebie) w trakcie przemówienia, sto razy zaimprowizuję gdy fragment wyleci z głowy. Mam nadzieję, że i tak będzie miło. Liczy się przecież pamięć..
Najchętniej w trakcie obiadu weselnego. W związku z tym, że nie będziemy mieli wesela - pewne rzeczy trzeba będzie inaczej zaaranżować
Sytuacja jest bardzo delikatna. Rodzina narzeczonego jest bardzo wierząca. Przestrzegaja tradycji. Lubią celebrować wszelkie wydarzenia rodzinne, gesty - toasty podziękowania kwiaty itp. Moja rodzina wrecz przeciwnie. To co ważne przeżywa w zaciszu domowym, skromnie. Szumnymi uroczystosciami, wielkimi slowami sa skrepowani. Nie sa wierzący. Nie lubia gestow: wola widziec ze ktos sie cieszy niz zeby im glosno dziekowac. Nie zrozumcie mnie zle uwazam ze oba te modele sa dobre, tyle ze inne. A w tym wszystkim jestesmy jeszcze my: narzeczony i ja. Nam blizszy jest model moich rodzicow. I tu pojawia sie problem: poniewaz rodzicom narzeczonego niezwykle zalezy na podtrzymaniu tradycji. Juz na wiele sposobow staraja się wplynąc na nasze decyzje.
Prolem w tym ze myślac nawet o rozwiazaniu pośrednim - ślubie mieszanym jestem przerażona perspekywa wszystkiego tego z czym wiaze sie tradycyjny ślub i wesele. Jak myślicie czy można w jakiś delikatny sposob, nie urażając rodzicow narzeczonego, wykręcić się od błogoslawienstwa na kolanach z woda swiecona i krzyzem, podziekowan przemowien, toastow...
Do tego wszystkego dochodzi jeszcze kwestia nazwiska przy ktorym nie tylko ze wzgledow praktycznych chce pozostac- co moze nie spotkac sie z aprobata rodziny mojego przyszlego meza.
Do ślubu jescze daleko a mi juz przydaly by sie jakis ziola na uspokojenie nerwow.
Z gory wam dziekuje, po forum widze ze jeseście nieocenieni jesli chodzi o pomoc w trudnych sytuacjach.
Sluby i wesela
O weselu własnym a i córki niemalże zapomniałam, było to tak dawno, ale jestem świadkiem licznych pożegnań młodych przed wyjściem z domu rodzinnego. Wcześniej nie wiedziałam że jest tyle ciekawych obrządków. Oczywiście strojenie mieszkań, klatki schodowej, a szczególnie drzwi. Kwiaty, jedlina, kokardy.Inscenizacje. Stoliki z wodą i wódką. Spiewy i muzyka. Podobają mi się te zwyczaje bardzo, szczególnie mobilizacja znajomych, kolegów, koleżanek a czasami nawet obcych ludzi.
Ja sama wygłaszałam 4 przemówienia w imieniu zbiorowości naszej wspólnoty mieszkaniowej. I kiedy Oni pojechali do kościoła, wspólnota zaczynała się bawić.
Życzę szczęścia Młodej Parze, życzę pomyślności także Tobie Elizko.
Zemsta w meskim wydaniu
To jest prawdziwa historia, wydarzyła się naprawdę.
To bylo olbrzymie wesele na okolo 300 osób.
Po uroczystosciach koscielnych, podczas przyjecia, pan mlody
wszedl na podium i podszedl do mikrofonu, zeby przemówic do
zgromadzonych gosci. Powiedzial, ze chcialby podziekowac wszystkim za przybycie i za wsparcie podczas wesela, szczególnie, ze niektórzy przybyli z daleka.
Szczególnie chcial podziekowac rodzinom panstwa mlodych za
przybycie i nowemu tesciowi za zorganizowanie tak wspanialego wesela.
Chcial podziekowac wszystkim za przybycie i prezenty i wszystko,
powiedzial, ze chcial dac kazdemu specjalny prezent tylko od niego.
Dlatego przykleil pod siedzeniem kazdego krzesla koperte.
Powiedzial, ze to prezent dla kazdego i poprosil, zeby wszyscy
otworzyli koperty. W kazdej kopercie znajdowalo sie zdjecie o rozmiarach
8x10 przedstawiajace druzbe kochajacego sie z panna mloda. Mial on
podejrzenia co do tych dwojga i wynajal prywatnego detektywa, zeby
zbadal sprawe kilka tygodni przed slubem.
Potem stal na podium jeszcze przez pare minut obserwujac reakcje
tlumu, po czym odwrócil sie do druzby i powiedzial "F.. you" (nie wymaga
tlumaczenia) potem odwrocil sie do panny mlodej i tak samo powiedzial
"F... you" a potem skierowal do oszolomionych gosci "Spadam stad".
Zaraz w poniedzialek zalatwil anulowanie slubu.
Podczas gdy wiekszosc z nas zerwalaby zareczyny zaraz po odkryciu
prawdy o romansie, ten facet przeszedl przez cale przygotowania i
uroczystosc jak gdyby nigdy nic.
Jego zemsta: rodzice panny mlodej zaplacili 32.000$ za przyjecie
dla 300 gosci. Poinformowal wszystkich o tym co sie stalo. Ale najlepsze ze wszystkiego, sponiewieral reputacje panny mlodej i druzby na
oczach ich wszystkich przyjaciól i calej rodziny: rodziców, braci,
sióstr, dziadków, siostrzenic i siostrzenców etc.
Ten facet ma jaja.
Krakers- Nie takie to proste, odbyliśmy juz na ten temat dyskusje na zaprzyjaźnionym forum i nie zakonczyła sie ona w duchu "przyjaźni i wzajemnego zrozumienia".
Wracając do tego co pisał Sven taki karabin to przekleństwo w miejscach takich jak teatr, czy kościół a także w czasie ważnych wystąpień, przemówień itp. Nie jest ważne czy foci się za pieniądze czy za friko np. dla przyjaciół. Fotograf musi być bardzo, ale to bardzo niezauważalny i dyskretny. Tego wymaga szeroko pojęta kultura osobista. Inne zachowanie razi i upodabnia fotografa do dresa piszczącego oponami swojej beemy na osiedlowych dróżkach. Dlatego fajnie było miec Ae1 z cichutką i bezwstrząsowa migawką (wzór do nasladowania) a potem eosa 100/5. Lepiej niż eosa 1/3 ,który choć lepszy był bardzo głośny. Wesele można sfocić wszystkim, gdy się ma poukladane. Przyjaciel, fotograf z zawodu sfocił kilka imprez Yashica t4* i efekty były lepsze niż u konkurencji. Choc aparacik nawet zooooooma nie ma. A jego widok powala na ziemię ( sam ma taki-genialny, wymiata wiele cyferek za tysiące złotych ).
Dziś mamy na rynku aparaty ciche i dosyć dyskretnie pracujace-nawet dslr. Niektóre hybrydy po wyłączeniu pipczakow są bezgłośne. Słychać tylko cichutkie pyk, pyk zewnętrznej lampy. Aparat aparatem, ale sam fotograf może przeszkadzać w odbiorze uroczystości. W teatrze np. wystarczy, że bedzie łaził, wstawal z fotela, wystawiał łapy i robil z siebie wała. Publika, wytrącona zostaje z uwagi, a teatr to misterium szlachetne. Nie uważasz chyba, że jedyna w życiu msza święta ślubna, dla młodych, rodziny i bliskich przyjaciół, takim misterium nie jest? Ja mocno przezywam takie chwile. Dlatego fotograf wykonujący różne zlecenia gromadzi sprzęt różnoraki ( W tym szkła i wszelkie drobiazgi-czasem drogie), ma go na rózne okazje i wie co do czego.
Wracajac do dresów z beemami. Dobrze jest jak pozostaja we wlasnych autach i nie wychodza na uliczki osiedli. Zaś w teatrze....??!!!??? A w kosciele, łojezusiczku!
Cześć.Ch.
Grzywko, kultura niska była zawsze. Kultura dyskoteki była tak w latach 1970-tych jak i teraz. Opisywane wesela też. A tak z ręką na sercu - nigdy nie grałeś na weselu?
O weselach książkę mogę napisać.
Czy grałem na weselach? No jasne! Nawet teraz mógłbym zagrać na weselu.
Nie ma już takich wesel, jak wesele opisane przeze mnie wyżej?
Są!!!
Dwa lata temu na warszawskiej Białołęce grałem takie wesele.
Niby Warszawa, a tu TYLKO disco-polo!
Jakaś panna przychrzaniła drugiej pannie w pysk tak, że aż okulary poleciały do stawu.
W tym samym stawie pływały już lakierki pana świadka - wkurzony poszedł do domu boso.
Nad ranem piękne dziewczę okładało "szpilkami", pięściami i torebką swojego narzeczonego a ten nie mógł nic zrobić, bo nawaleni kolesie jego dziewczyny tylko czekali na okazję, aby go skopać.
Od wyjaranego zielska aż szczypało w oczy.
Lokal był przepiękny, wystrój godzien pałacu, ale towarzystwo nadające się tylko do obory.
Wódka (bez ograniczeń) była wliczona w cenę wesela więc mili goście wynosili tyle wódy ile zdołali uradzić.
Pytam, skąd to towarzycho?
Z Warszawy! Tak, z Warszawy, ale to nie byli Warszawiacy.
Grałem warszawskie wesele.
- Kto nie będzie trzymał fasonu, ten dostanie w ryja - zapowiedział pan młody.
"Pluton egzekucyjny" złożony z kilku chłopaków tylko czekal na znak. Chłopaki pilnowali porządku, nie pili. To byli koledzy pana młodego.
Było grzecznie, jak w kościele.
Jeśli nie można inaczej, to trzeba właśnie tak. Porządek musi być i kultura również.
Wbrew pozorom tawerny mają podobny klimat do wesel.
- Zagrajcie "Hiszpańskie"!!! - wydrze się ktoś po siódmym piwie!
Niektóre weselne kapele nazywają takich upierdliwych gości mendami.
Menda nie odpuści, będzie mendzić.
Menda poszuka na sali drugiej mendy, bo dwie mendy mają wiekszą siłę przebicia, a trzy to już w ogóle....
Mało tego, menda gotowa jest cię pobić, jeśli nie zagrasz jej ulubionej piosenki!
Poza tym mendy spiskują. Jesli nie mogą wymusić na tobie odśpiewania ich ulubionej piosenki, to podkablują cię do szefa imprezy, że nie chcesz grać dla ludzi, że to TY mendzisz grając jakieś smutne kawałki.
Menda w końcu się upije i zamilknie, ale są mendy odporne na alkohol. Potrafią w stanie przedagonalnym przemendzić całą imprezę. Biada muzykowi, który trafi na mendę.
Wesela...
Nie lubię, nie znoszę grać na weselach, ale czasem potrzebuję zarobić parę złotych.
Tak, sprzedaję się na wesela. Tani nie jestem, a jak się pojawi jakaś menda, ktorej nikt nie potrafi przemowić do rozsądku (jeśli menda w ogóle ma rozsądek) to potrafię opuścić taką imprezę i już nie wrócić, nawet po kasiorę.
Pa.