Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Cześć Ela!
Najpierw kilka słów dla wszystkich:
Przede wszystkim - NIKT nie ma prawa stosować wobec Was przemocy fizycznej. Zarówno kolega, nauczyciel, policjant, obcy człowiek na ulicy, członek Waszej rodziny czy nawet rodzice (pomijając oczywiście małe klapsy, które trudno zaliczyć do przemocy ). Jeśli ktokolwiek próbuje Wam coś zrobić - krzyczcie jak najgłośniej - jest szansa że ktoś usłyszy i przyjdzie na pomoc. Jedno jest ważne - zacząć krzyczeć zanim ktoś zdąży Wam zasłonić usta - potem już za późno. Czyli najlepszy moment to wtedy, kiedy czujecie się zagrożeni - jeszcze przed przemocą. Wyrywanie się zwykle nic nie daje, ponieważ Wasz napastnik jest od Was silniejszy.
Niestety - metoda taka nie zdaje rezultatu, gdy krzywdzą Was rodzice. Przemoc w najbliższej rodzinie to bardzo poważne zjawisko i trudno się jej przeciwstawić. Są jednak metody. Poczytajcie koniecznie http://www.dzieci.best.pl/trudne/Przemoc/przemoc.htm.
W Twoim przypadku, Elu, koniecznie powinnaś powiedzieć o tym rodzicom. Alkohol nie może być wytłumaczeniem "dziwnych" zachowań wujka. Postaraj się porozmawiać z mamą - wytłumacz jej co się stało. Jeśli masz większe zaufanie do cioci - powiedz bezpośrednio jej. To naprawdę bardzo ważne, aby Twoja mama lub ciocia o tym się dowiedziała.
Jeżeli wujek jest u cioci tylko raz w roku, to możesz bez problemów odwiedzać ciocię kiedy nie ma wujka. Jeśli wujek jest - lepiej się nie pojawiaj u cioci (pewnie też nie masz ochoty się z nim spotkać ponownie).
od siebie dodam, ze powinien powstac rowniez zespol majacy na celu szkolenie i "uwrazliwienie" pracownikow spolecznych pod wzgledem wykrywania przemocy w rodzinie wobec dzieci.
slyszalyscie jak sie pani z opieki tlumaczyla, ze niczego niepokojacego nie zauwazyla odwiedzajac dom zakatowanego ostatnio chlopca? nie wierze w to! ale oczywiscie pani bedzie dalej "summienie" w osrodku pracowala...
pola:adam 4.5l maya & nina 2.5l
Ave!
Dane wszystkich dzieci trafią do bazy
Ministerstwo Pracy przygotowuje elektroniczny system monitorowania rodzin patologicznych. Jest potrzebny, by skutecznie przeciwdziałać przemocy wobec dzieci - informuje "Dziennik".
W tym celu powstanie specjalna baza danych - gromadzone będą w niej informacje o każdym dziecku od narodzin do osiągnięcia pełnoletniości.
System ma zagwarantować lepszą współpracę między pracownikami ośrodków pomocy społecznej, policją, lekarzami a szkołami i przedszkolami. Bo główny problem polega na tym, że instytucje te nie wymieniają się informacjami.
czytaj dalej
- Dziś każda z tych instytucji pracuje osobno. Policja chodzi na interwencje do patologicznych rodzin, czasem sprawa trafia do sądu. Trudnymi rodzinami zajmuje się też pomoc społeczna - mówi autorka pomysłu wiceminister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska. I dodaje: "A to nie pozwala stworzyć pełnego obrazu, co się dzieje w danej rodzinie".
W efekcie dochodzi do takich dramatów jak samobójstwa nastolatków lub głośna sprawa martwych dzieci znalezionych w beczkach - pisze gazeta.
Wiceminister zaznacza, że dużą wiedzę na temat konkretnych dzieci mają też lekarze rodzinni, przedszkolanki i nauczyciele. "Ale nawet gdy lekarz czy nauczyciel podejrzewa, że z dzieckiem dzieje się coś złego, że może jego rodzice są alkoholikami i się nim nie zajmują, często nie wie, jak ma zareagować. I w efekcie nie robi nic" - tłumaczy.
Pomysł resortu jest taki: do elektronicznego systemu wprowadzane są dane wszystkich narodzonych dzieci. Dostęp do niego mają lekarze, nauczyciele, pracownicy ośrodków społecznych i policja. Każdy z nich dopisuje do elektronicznej bazy informację na temat dzieci. Np. jeśli lekarz rodzinny, podejrzewa, że dziecko, które leczy, jest bite przez rodziców, wpisuje taką informację do systemu. Podobnie powinien zareagować nauczyciel.
Dane o dziecku trafiałyby do poszczególnych powiatowych centrów pomocy rodzinie. Centrala monitoringu mieściłaby się w Ministerstwie Pracy.
Beata Wesołek, Resortowy koordynator projektu ds. ochrony dzieci zagrożonych przemocą w rodzinie, podkreśla, że zebrane o dzieciach informacje byłyby chronione. Lekarze i nauczyciele jedynie uzupełnialiby dane, nie mieliby jednak dostępu do informacji zapisanych wcześniej.
Projekt monitoringu już istnieje. Na jego wprowadzenie potrzebne jest ok. 3 mln zł - podaje "Dziennik".
http://erpg.pl/forum/post...de=reply&t=3081
Proponuje powtórzyć sobie lekturę takiej "ciekawej" książeczki pt. "Rok 1984".
Nie wiem jak Wy, ale ja kiedy słyszę tylko takie pomysły ze stron polityków, to mi się robi straszno! A dziw bierze, że nie ma wielkiego oburzenia na ten temat. No tak, ale skoro w tv podano ostatnio zmasowany atak tematyką bitych dzieci, to czego się jeszcze dziwić.
Pozdrawiam
Dobra, nikt tu nic nie pisze, to ja napiszę o buddyzmie, który ogólnie wszystkim się pozytywnie kojarzy w innym, mniej duchowym, a bardziej realnym kształcie.
Prześladowania przez buddystów.
Birma (obecnie Myanmar) jest tym buddyjskim krajem (ponad 80% Birmańczyków to buddyści), w którym zorganizowana przemoc wobec chrześcijan stosowana jest na największą skalę. Represje wymierzone w chrześcijan nasiliły się od początku lat 90-tych XX w., gdy władzę w kraju przejęła wojskowa junta (tzw, państwowa Rada Pokoju i Rozwoju).
Obiektem brutalnych represji stały się od tego czasu mniejszości etniczne zamieszkujące Birmę. Chodzi tu przede wszystkim o ludy Karen, Karenni, Kachin i Chin, które "na domiar złego" w swojej zdecydowanej większości są chrześcijańskie. Ten fakt stał się w oczach junty szczególną okolicznością obciążającą tę ponad milionową chrześcijańską społeczność, albowiem oficjalną polityką Rady Pokoju i Rozwoju jest uczynienie z buddyzmu religii państwowej, instrumentu mającego być - obok armii - glównym czvnnikiem unifikującym Birmę.
Stąd tez najwaźniejsze funkcje i urzędy w administracji i wojsku sa zarezerwowane tylko dla buddystów (żaden chrześcijanin nie może awansować warmii ponad stopień majora a w administracji ponad stanowisko szefa departamentu). Niemałe trudności napotykają próby wwozu do Birmy literatury chrześcijańskiej. Szczególną czujność wykazują wladze wobec najważniejszej dla chrześcijan ksiązki. Jedynie w 2001r. napolecenie junty skonfiskowano i spalono 16 tysięcy egzemplarzy Pisma Świętego.
Areną najbardziej brutalnych akcji wymierzonych w wyznawcó Chrystusa jest obszar zachodniej Birmy, gdzie zamieszkują -wspomniane już - chrześcijańskie grupy etniczne Chin i Kachin (chrześcijańskie w 90 %). Zaczęto od usuwania krzyzy ze szczytów wzgórz. Ostatni krzyż został zniszczony przez wojsko w prowincji Chin w 2001 r. Stałą praktyką jest takze stawianie (na polecenie władz) w miejscu zniszczonych krzyży buddyjskich pagód i figur (taki los spotkał m.in. krzyż umieszczony na wzniesieniu górującym nad Hakha - stolicą prowincji. W 1994 r. na jego miejsce postawiono figurę buddyjskiego mnicha).
Junta patronuje również buddyjskiej "akcji misyjnej" w prowincjach zamieszkałych przez chrześcijan. Najczęściej ogranicza się ona do metody kija i marchewki. Tą ostatnią są oferowane dla potencjalnych komwertytóków lepsze miejsca pracy lub zwolnienie z obowiązku przymusowej pracy na rzecz armii, W niektórych przypadkach (zwłaszcza w rejonach najbardziej ubogich) oferuje się wprost ryż za przyjęcie nauk Buddy.
Nie brakuje przypadków, gdy pod pozorem zapewnienia chrześcijańskim dzieciom (chłopcom) lepszej edukacji, władze zabierają je z ich rodzin, osadzają w buddyjskich klasztorach, gdzie są uznawani jako mnisi-nowicjusze. Takie praktyki trudno inaczej nazwać jak nie regularnymi porwaniami, skoro rodzice nie są informowani o miejscu pobytu swoich dzieci i rzadko sie zdarza, by ujrzeli je ponownie.
Faworyzowaniu buddyzmu towarzyszy piętrzenie utrudnień na drodze swobodnego praktykowania swojej religii przez chrześcijan. Temu służy na przykład przepis wymagający urzędowego zezwolenia na każde zgromadzenie liczące ponad 5 osób (przepis nie dotyczy - na razie - niedzielnych nabozeńststw). Specjalne zezwolenie wymagane jest również nie tylko dla budowy nowego kościoła, ale także dla odnowienia już istniejących świątyń.
W praktyce oznacza to, że na drodze administracyjnych zakazów uniemożliwia się organizowanie np. konferencji biblijnych, spotkań katechizacyjnych i budowy nowych kościołów (w prowincji Chin od 1994 r. - mimo wielokrotnie ponawianych próśb - władze nie wydały ani jednego pozwolenia na budowę nowę nowego kościoła). Do reguły należy organizowanie przez władze wizytacji w prowincjach zamieszkałych przez chrześcijan albo w niedzielę albo w inne chrześcijańskie święto. Ponieważ witanie lokalnego przedstawiciela junty jest "radosnym obowiązkiem" całej społeczności (brak widocznej radości moie oznaczać zesłanie do obozu przymusowej pracy), oznacza to faktyczne uniemożliwianie chrześcijanom praktykowania ich religii.
Niekiedy zmusza się chrześcijan, by podczas najświętszych dla nich dni, uczestniczyli w buddyjskich uroczystościach. Tak stało się w pewnym miescie w prowincji Chin, gdzie w Dzień Bożego Narodzenia władze zorganizowały ceremonię odsłonięcia nowej buddyjskiej pagody. W trwającej cały dzień uroczystości przymusowo wzięli udział miejscowi chrześcijanie, którym w Dzień Narodzin Chrystusa kazano przyglądać się odsłonięciu nowej buddyjskiej świątyni.
Jak widać żadna religia nie jest wolna od swoich ""przeinaczeń"". Buddyzm nie jest tu wyjątkiem.
ps. Moge zamieścić więcej, np o Bhutanie : P