Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego!
SIEMANKO!

TRZECH FUNKCJONARIUSZY STRAŻY GRANICZNEJ PO SŁUŻBIE KANDYDACKIEJ SZUKA PRACY
ZA GRANICĄ W ROLNICTWIE, FABRYKACH, OGRODNICTWIE-OGÓLNIE FIZYCZNEJ NA OKRES
PÓŁ DO ROKU CZASU.MAMY PO 23 LATA I CHCEMY ZAROBIĆ NA STUDIA W W.S.B. WE
WROCŁAWIU. MAMY MNÓSTWO ENERGII I ZAPAŁU NO I PRĘDZĘJ CZY PÓŹNIEJ TAK CZY TAK
WYJEDZIEMO W CIEMNO CZY NA CZARNO, WSZYSTKO JEDNO.ALE LEPIEJ BYŁOBY GDYBY
KTOŚ Z WAS MIAŁ NAMIARY NA SPRAWDZONĄ ROBOTĘ OD 1 SIERPNIA TO NIECH ŁASKAWIE
DA ZNAĆ! statek81@o2.pl



Nigdzie na świecie nie masz gwarancji, że dostaniesz pracę zgodną z kierunkiem
studiów. Jeśli studenci efektywnie wykorzystują czas na studiach: uczą się
języków, zobywają wiedzę i umiejętności analizy, działają społecznie, dorabiają
sobie, to po ukończeniu studiów mają przewagę nad czeladnikami. Wiedzą gdzie
szukać informacji, potrafią z nich zrobić użytek, zidentyfikować nisze na
rynku, mogą sami stworzyć firmę, a jeśli maja talent, to wkrótce zostają
pracodawcą. Potrafią też się szybko uczyć nowych rzeczy, bo mają odpowiedni
trening.
Natomiast ci bez wykształcenia są jak dzieci we mgle. Nowoczesne technologie,
automatyzacja czynią ich pracę zbędną. Pozostaje praca w ogrodnictwie lub na
budowach i paru jeszcze działach (np. centra logistyczne i obsługa wózków
widłowych itp.) zagranicą, gdzie jeszcze praca rąk jest w cenie.



Wspomnienia z praktyk...Podane sytuacje są autentyczne,i w przeciwieństwie do
niektórych komentarzy, na temat artykułu. Szósty semestr na naszym
wydziale...o tym każdy marzy, zero nauki(o ile biochemię ma się zaliczoną)
można się oddać wzbogacaniu praktycznej wiedzy ogrodniczej!!!Pytanie tylko,
czy wszystkim się chce? Coś nam się wydaje, że treść komentowanego artykułu
powstała przy udziale młodszych kolegów, którzy niebardzo mają ochotę zetknąć
się z chlebem powszednim ogrodnika. Dla niewtajemniczonych-ciężką pracą.
A tak to było na naszym roku:
1-"szczęśliwcy"- wykonują cięcie zimowe sadu w Garlicy, co przypada na luty,
marzec i wiąże się z ciężkimi warunkami pogodowymi. Następnie, szczęśliwcy
jadą za granicę, gdzie charując niejednokrotnie zarabiają na dalszą
egzystencje w Krakowie. Niektórzy, rzecz jasna nie wytrzymują i wracają(np.
paniusie z miasta które chodzą do sadu w 8 cm szpilkach...)
2-"szczęśliwi inaczej" zostają aby pogłębiać wiedzę ogrodniczą w ojczyźnie.
Sumiennie odrabiają praktyke w różnych firmach i gospodarstwach ogrodniczych.
Za swoją pracę otrzymują oczywiście wynagrodzenie w granicach 3.50-5 zł za
godzinę. Następnie w okresie letnim poznają sad w Garlicy.
3-"krzykacze"- tym zawsze jest źle!!! Odrabiają Garlice ze łzami w oczach w
okresie o sprzyjającej aurze, ale mimo to są zawsze najbardziej pokrzywdzeni.
I na tym komiec praktyki gr 3. Ponieważ "krzykacze" pozostały okres praktyk
przedstawiają tylko na papierze. Trzeba dadać że nie są to wypadki sporadyczne-
jakieś 50% osób zostających w kraju. To chyba nikogo nie dziwi przy
wszędobylskiej korubcji jaka jest w Polsce.
Podsumowując: faktem jest, iż wynagrodzenie za praktyki w Garlicy jest
śmieszne, no ale coż, z tym problemem to już chyba na Wiejską trzeba!!!
Zauważcie że w czasie Garlicy akademik jest opłacony przez uczelnię. To
wychodzi trochę więcej niż 100zł. A mieszkac może każdy student z poza granic
Krakowa.
Taki to jest opłakany los studenta wydziału ogrodniczego.
P.s. Drodzy Koledzy studenci, temat artykułu dotyczył praktyk a nie katedry
biochemi...to już inna kwestia wymagająca innej publikacji prasowej.
No to miłych praktyk, my już mamy to za sobą i mamy kupe fajnych wspomnień :)



System edukacji to najzdrowsza część tego chorego
państwa.

henryabor napisał:

> Najwyższy czas na generalne zmiany u podstaw polskiej patologii
> kształcenia zawodowych bezrobotnych z dyplomem wyższej uczelni! A
> mianowicie likwidacja Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego /Nauka może
> się zostać samodzielnie/ i utworzenia takowegoż departamamentu
> Szkolnictwa Wyższego w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.
> Dopiero wówczas rozpocznie się kształcenie studentów na potrzeby i
> zamówienie rynku pracy oraz polskiej gospodarki!
Czyli kasjerek i roboli to montowni...
Prawda jest taka że to zbantustanizowana, ultra-kapitalistyczna, oparta o
montownie i rynkowy fanatyzm, polska gospodarka jest chora. Nie dorasta ona do
pięt systemowi edukacji i nie jest w stanie zagospodarować wysokiej klasy
inżynierów, dla których brak w tej śmiesznej Polsce pracy zgodnej z ich
kwalifikacjami.

> I nie jest to
> nowością, czy kolejnym odkrywaniem Ameryki, bowiem taki system
> zarządzania kształceniem studentów funkcjonuje w paru wiodących
> krajach Świata.
Te wiodące kraje świata mają nowoczesną gospodarkę opartą o skolerowane z
państwem rodzime korporacje, dzięki czemu mają miejsca pracy dla inżynierów i
naukowców. W bantustanach trzeciego świata, takich jak Polska, zagraniczne
korporacje otwierają niemal wyłącznie tzw. montownie, to co najlepsze i
wymagające pracy wysokiej klasy specjalistów zostawiają u siebie.
Polska ma taki problem że nasz system edukacji jest na poziomie najlepiej
rozwiniętych krajów świata, a gospodarka na poziomie południowoamerykańskich
bantustanów i nie jest w stanie zagospodarować świetnie wykształconej młodzieży.

> I dopiero wtedy skończyłoby się całkowicie chybione
> kształcenie na kierunkach przyuczających młodych ludzi do pracy na
> angielskich zmywakach, czy potrzeby europejskich ogrodników-
> plantatorów.
W każdym kraju "swój" ma większe szanse zdobycia pracy niż "obcy", gdyby Francuz
czy Brytyjczyk po ich elitarnej uczelni przyszedł do Polski też przegrywałby na
ogół z absolwentami czołowych polskich uczelni. Rozmawiałem nawet o tym z jednym
kolesiem z Francji, przyjechał razem z żoną Polką i w Polsce trudniej było mu
znaleźć pracę niż we Francji (język oczywiście znał biegle, bez najmniejszych
problemów z komunikacją).
Porównywać należy inaczej. Jak radzą sobie zagranicą Polacy i inne nacje
zagranicą, a tutaj ludzie po polskich uczelniach wypadają chyba najlepiej, bo
największy odsetek emigrantów z Polski pracuje za granicą w swoim zawodzie niż z
innych krajów.



Kto usmaży rybki?
RESTAURATORZY i hotelarze biją na alarm. W sezonie letnim może się okazać, że
wczasowiczom wypoczywającym w nadmorskich kurortach nie będzie miał kto
usmażyć ryby i sprzedać pamiątki. Brakuje rąk do pracy, bo młodzi wyjeżdżają
za granicę. Robiąc to samo, co tutaj, na Zachodzie zarobią nawet pięć razy więcej.
W niewielkim Trzęsaczu od zaraz potrzebni są: kucharz, kelnerka, kosmetyczka i
co najmniej dwóch sprzedawców. W dużych nadmorskich kurortach, choćby w
Świnoujściu, sezonowej pracy jest przynajmniej dla kilkudziesięciu osób. I to
tylko na samej promenadzie.
– Kiedyś młodzi ludzie, zwłaszcza studenci, chętnie chwytali się takich zajęć.
Teraz nikt nie chce - usłyszeliśmy w Powiatowym Urzędzie Pracy w Świnoujściu.
Jeszcze kilka lat temu właściciele małej gastronomii i hoteli mogli przebierać
w ofertach. Obecnie muszą się sporo nagimnastykować, by znaleźć załogę na
wakacje. Niewiele pomaga nawet to, że w ciągu dwóch ostatnich lat pensje
podskoczyły o kilkaset złotych. Pośredniaki szukają sposobów, by pomóc zarówno
przedsiębiorcom, jak i bezrobotnym. Chętnych uczą fachu barmana, pokojówki,
kelnera oraz podstaw języka niemieckiego i angielskiego. Nierzadko efekty
takich szkoleń są jednak zupełnie inne, niż zakładają urzędnicy. Polscy
przedsiębiorcy nie korzystają, bo bezrobotni z fachem w ręku pracę znajdują,
ale za granicą.
Rok temu przeciętne wynagrodzenie sprzedawcy na stoisku z pamiątkami wynosiło
1200 zł na rękę, teraz przedsiębiorcy płacą i po 1600 zł. W górę poszły
również pensje kelnerek, kucharzy oraz osób zatrudnionych do pomocy w kuchni.
– W tej chwili za miesiąc pracy przy zmywaku można już dostać 1500 zł na rękę,
do tego zakwaterowanie i wyżywienie. To całkiem przyzwoita oferta – ocenia
Bronisław Olenkowicz z Centrum Edukacji i Pracy Młodzieży w Koszalinie. –
Poszły w górę również stawki dla zbierających owoce. Są już i tacy pracodawcy,
którzy oferują za zbiór truskawek ok. 60-70 proc. tego, co młodzież zarobiłaby
w tym samym czasie w Hiszpanii.
Od stycznia tego roku koszalińskie CEiPM organizuje wyjazdy młodzieży do pracy
za granicę. Najwięcej ofert jest z Niemiec, Francji i właśnie z Hiszpanii.
Młodzi Polacy jeżdżą do pracy w branży hotelarskiej, leśnictwie, rolnictwie i
ogrodnictwie. Potrzebne są również osoby do opieki nad starszymi osobami.
Chętnych nie brakuje.
Na razie restauratorzy i właściciele hoteli na Wybrzeżu chwytają się różnych
sposobów, by zatrzymać doświadczonych pracowników u siebie. Są i tacy, którzy
finansują kucharzy przez cały rok – po to, by nie uciekli za granicę.
www.kurier.szczecin.pl/?d=regiony1&id=104999



SOS coraz wiecej studentow ucieka z Polski !
Blisko 60 procent studentów chce szukać zatrudnienia poza granicami naszego
kraju. Żacy z regionu najchętniej trafiają na Wyspy Brytyjskie.

Ania Gawłowska i Asia Matylewska, studentki pedagogiki bydgoskiego
Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, już dwukrotnie podczas wakacji pracowały w
angielskich pubach. - Kasa była niezła - 5 funtów za godzinę, warunki
świetne. Oprócz wynagrodzenia dostawałyśmy niemałe napiwki. Mieszkałyśmy z
innymi młodymi Polakami, więc utrzymanie dużo nie kosztowało. Do kraju
przywiozłyśmy po kilka tysięcy złotych, co wystarczyło na miłe wakacje i
studenckie życie przez kilka miesięcy. Po studiach planujemy od razu
wyjechać. Tu nie mamy żadnych perspektyw. Nie ma na co czekać.

Tomek (nie chce podać nazwiska ani kierunku studiów, mówi tylko, że jest z
Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej w Bydgoszczy): - Przecież to oczywiste, że
trzeba wyjechać. W tym kraju dzieje się coraz gorzej. Kto jest mądry, zwiał
już rok, dwa lata temu. Mnie zostały jeszcze dwa semestry nauki. A potem
pakuję się i przeprowadzam do Irlandii.

Od kilku miesięcy w Londynie pracuje bydgoszczanka Ania Tomaszewska,
studentka piątego roku politologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w
Poznaniu. - Wzięłam dziekankę. Chciałam się gdzieś zaczepić w Anglii. Udało
się, bo super znam angielski. Przyjęli mnie jako sekretarkę w prywatnej
firmie przewozowej. Tygodniowo zarabiam 260 funtów, czyli ponad 1500 złotych.
Umówiłam się z moim pracodawcą, że wrócę do Polski, przez pół roku napiszę
magisterkę, a etat będzie na mnie czekał. Mam nadzieję, że pracodawca
dotrzyma słowa. Nie wyobrażam sobie pracy w Polsce - mówi.

Zdaniem studentów, nasz rynek pracy jest trudny, a oferta edukacyjna uczelni
nie jest dostosowana do jego wymagań. Trudności młodzi ludzie dostrzegają
przede wszystkim w fakcie, że pracodawcy oferują zbyt niskie zarobki. Uznają
ponadto, że znalezienie interesującej pracy jest możliwe tylko poprzez
znajomości. Dlatego też blisko 60 procent studentów deklaruje, że zamierza
opuścić Polskę w poszukiwaniu pracy. Zdecydowana większość z nich wspomina o
wyjeździe tymczasowym, na kilka lub kilkanaście miesięcy, maksymalnie na rok.
Co dziesiąty zamierza zatrudnić się za granicą na stałe. Niezdecydowany jest
co trzeci student, co oznacza, że także oni mogą wiązać swoją przyszłość z
pracą poza Polską.

Już teraz zagraniczne oferty pracy cieszą się ogromnym zainteresowaniem
w "pośredniakach" na Pomorzu i Kujawach. Najwięcej osób skorzystało z
propozycji EURES-u, czyli sieci współpracy publicznych służb zatrudnienia i
ich partnerów na rynku pracy w krajach Unii Europejskiej oraz Norwegii,
Islandii i Szwajcarii.

- Najczęściej za granicą chcą pracować absolwenci uczelni wyższych, którzy
nie mogą w naszym regionie znaleźć zatrudnienia lub nie są zadowoleni z
dotychczasowych warunków pracy. Są gotowi przekwalifikować się. Obecnie
największe szanse u zagranicznych pracodawców mają inżynierowie budowlani,
farmaceuci oraz opiekunowie osób starszych i niepełnosprawnych - mówi Alicja
Mazur, asystent EURES w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Toruniu.

Międzynarodowa organizacja studencka AIESEC, w ramach konkursu "Pracodawca
roku", zapytała studentów, gdzie chcieliby pracować po zakończeniu nauki. W
badaniu wzięli udział żacy z 46 polskich uczelni. Dane ze szkół wyższych
naszego regionu zebrał Uniwersytet Mikołaja Kopernika.

Od 1 maja 2004 roku do pracy w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji
wyjechało niemal pół miliona Polaków. Zdecydowana większość z nich znalazła
zatrudnienie w gastronomii, handlu, ogrodnictwie i na budowach. Od 1 maja
2006 roku swoje rynki pracy otworzyły Hiszpania, Portugalia, Grecja i
Finlandia.

zrodlo: Gazeta Pomorska



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)