Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Spada bezrobocie na Dolnym Śląsku

Jak wynika z danych urzędu statystycznego w sierpniu stopa w regionie wynosiła 12,6 proc. We wrześniu poziom bezrobocia spadł zaś do 12,1 procent. W dolnośląskich urzedach pracy zarejestrowanych jest ponad 130 tys.osób.

Kolejny miesiąc z rzędu spada bezrobocie. Główny Urząd Statystyczny poinformował, że we wrześniu stopa bezrobocia wyniosła 11,6 procent a liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wyniosła blisko 1 mln 780 tys. osób i była o ponad 44 tys. mniejsza niż miesiąc wcześniej . Spadło we wszystkich województwach podkreśla prezes GUS Józef Oleński. Najbardziej obniżyła się w lubuskim - o 5,5 punktu procentowego i w dolnoślaskim - o 5,2 punktu procentowego. W dolnośląskich urzedach pracy zarejestrowanych jest ponad 131 tys. ludzi bez pracy.

RADIO RAM WROCŁAW



Ja jestem bardzo ciekaw co nasz UM robi w tej sprawie:



IBM i Ericsson zatrudnią polskich inżynierów

Inżynierom nie grozi bezrobocie. Tylko w tym roku firmy mogą zainwestować ponad 200 mln zł w centra badawczo-rozwojowe.

Dziś w Polsce działa 40 centrów badawczo-rozwojowych, w których pracuje kilka tysięcy osób. Według Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, firmy zagraniczne mogą w tym roku wydać 100 mln USD (217 mln zł) na kolejne takie placówki.

Aby zatrudnić

Jedną z nich jest IBM, który w Krakowie ma od 2005 r. laboratorium oprogramowania.

— Dziś pracuje tu 250 osób. Mamy sporo pracy i zatrudniamy kolejne osoby. W tym roku chcielibyśmy zdobyć jeszcze stu pracowników. I to na pewno nie będzie ostatnie słowo, bo krakowski zespół zyskał dobrą markę w firmie, więc na pewno będą tu trafiać kolejne inwestycje — mówi Paweł Molenda, dyrektor Laboratorium Oprogramowania IBM w Krakowie.

Z kolei szwedzki Ericsson przenosi do Polski jedno z trzech głównych centrów operacyjnych.

— Pracę w tym centrum może znaleźć nawet 150 inżynierów. Pierwszy etap rozruchu centrum planujemy do końca 2008 r. Na razie zatrudniamy 80 osób — mówi Lars E. Svensson, prezes polskiego oddziału Ericssona.

Ericsson zastanawia się nad zwiększeniem skali projektu.

— Myślimy o otwarciu kolejnego centrum operacyjnego w ciągu najbliższych 1-2 lat. Może ono dać pracę kolejnym 200 inżynierom — mówi Lars E. Svensson.

General Electric rozwija centrum inżynieryjne (EDC) w Warszawie: dziś zatrudnia w nim 650 inżynierów, do końca roku chce zwerbować jeszcze 200 osób, a w 2009 mieć 1 tys. pracowników. O centrum badawczo-rozwojowym myśli także Hewlett-Packard, który we Wrocławiu ma globalne centrum biznesowe. Cinterion Wireless Modules Poland, spółka wydzielona z koncernu Siemens, zapowiedziała na początku czerwca, że zatrudni dodatkowo 60 inżynierów. O tym, jak cenieni są Polacy, świadczy też to, że niedawno ich nabór do swoich oddziałów w Danii i Szwecji przeprowadzały Microsoft i SonyEricsson.

Najlepiej od dekady

Dobre czasy dla inżynierów potwierdzają liczby. Jak podał wczoraj Główny Urząd Statystyczny, stopa bezrobocia wyniosła w maju 10 proc., najmniej od prawie 10 lat. A właśnie osoby najlepiej wykształcone, zwłaszcza w kierunkach technicznych, najbardziej korzystają z przegrupowania na rynku pracy.



W miejskich spółkach we Wrocławiu zarabia się znacznie lepiej niż w urzędach. Ale gorzej niż w firmach prywatnych. Według ekspertów, to chora sytuacja, która przysparza nam wszystkim kłopotów.

Miasto ma 9 własnych spółek, a w kolejnych 6 jest właścicielem większości udziałów czy akcji. Zajmują się przeróżnymi rzeczami: od budowania mieszkań, dowożenia mieszkańców do pracy i dostarczania im wody, do basenów, zarządzania Halą Ludową czy klubem piłkarskim WKS Śląsk Wrocław.

Okazuje się, że tylko w dwóch miejskich spółkach (centrum treningowe Spartan oraz centrum SPA), prezes zarabia mniej niż Rafał Dutkiewicz. W pozostałych pobory stałe są większe. Czasem nawet znacznie. A przypomnijmy, że prezydent Wrocławia zarabia więcej (12,5 tys.) niż marszałek województwa Marek Łapiński (12 320 zł) czy wojewoda Rafał Jurkowlaniec (11,3 tys.) - wszystkie kwoty brutto.
To nie jest dużo

Wodociągi, Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, Wrocławskie Inwestycje oraz WKS Śląsk. W tych czterech spółkach, które albo jak trzy pierwsze są wprost miejskie, albo jak klub - gmina ma większość, szefowie zarabiają najwięcej. O takich pieniądzach Rafał Dutkiewicz na swoim urzędzie może tylko pomarzyć - wszak dostaje ledwie dwie trzecie tego, co każdy ze wskazywanych przez niego (lub przy jego kluczowym udziale) prezesów. A do tego dochodzą jeszcze przecież premie.

- To nie są wyjątkowo wysokie zarobki. W sektorze prywatnym zdarza się, że tyle co prezesi w miejskich spółkach zarabiają szefowie dwudziesto, trzydziestoosobowych zespołów - podkreśla Maciej Potocki.

Chcieliby więcej

Prawda jest taka, że we Wrocławiu chciano by za przyzwoite pieniądze zatrudnić dobrych menedżerów. Ale nawet w spółkach nie da się tego zrobić.

- Wysokość zarobków członków zarządów w spółkach publicznych, podobnie z resztą jak w urzędzie, regulowana jest odpowiednimi ustawami - wyjaśnia Maciej Potocki, dyrektor departamentu prezydenta Wrocławia. W spółkach wygląda to tak. Główny Urząd Statystyczny ustala stawkę bazową, a rada nadzorcza lub zgromadzenie wspólników lub prezydent (jest to szczegółowo regulowane przepisami i zależy od rodzaju spółki) podejmuje decyzję dotyczącą wysokości współczynnika (w ramach widełek ustalonych ustawowo), przez który ta stawka jest mnożona. - Zależy on od specyfiki danej spółki. Nie tylko od tego jak jest ona ważna dla miasta, ale także od wielkości przedsiębiorstwa, ilości przeprowadzanych inwestycji i sytuacji w danym sektorze. Bo żeby zatrudnić fachowca np. od budowy dróg trzeba go czymś zachęcić, żeby pracował dla miasta, a nie w sektorze prywatnym. Gdzie i tak zarabia się więcej - dodaje.

Zły populizm

Eksperci twierdzą, że proporcje zarobków są chore. I to wcale nie te: prezydent miasta - szef wodociągów.

- Kuriozalne jest to, że prezydent wielkiego organizmu, jakim jest miasto, zarabia tak mało w stosunku do poborów menedżerów z sektora prywatnego - twierdzi Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha. - Ale źle jest także, że prezesi takich spółek nie mają poborów zbliżonych do tych w firmach prywatnych. Nawet w konserwatywnej pod tym względem Francji zrozumiano, że szef państwowego koncernu, takiego jak Renault, musi zarabiać tyle, ile inni. Za dobre pieniądze zatrudniono dobrych menedżerów i nie trzeba było już dotować firmy. Polskie ograniczenia wysokości zarobków są wynikiem źle rozumianego populizmu - dodaje.

Może więc gdyby dało się zapłacić więcej za zarządzanie niektórymi spółkami, mielibyśmy sprawniej przeprowadzane remonty? Choć oczywiście niczego nie da się zagwarantować. - Nie powiem, że nie zdarzałyby się wpadki, ale liczba sprawnych menedżerów na rynku jest ograniczona. I żeby ich ściągnąć, trzeba zapłacić za ich poziom kompetencji więcej niż konkurencja. Dopóki tego nie zrozumiemy, sektor publiczny będzie kulał - dodaje Ireneusz Jabłoński.

Bartłomiej Knapik

źródło informacji: echo miasta



Słabiutki kapitał Wałbrzycha
poniedziałek, 18 sierpień 2008


Kiepsko u nas ze zdrowiem, rynkiem pracy i - przede wszystkim - z edukacją. Tak wynika z najnowszego opracowania przygotowanego przez Urząd Statystyczny we Wrocławiu. Według raportu dotyczącego kapitału ludzkiego w latach 2002-2006, powiat wałbrzyski pozostaje na szarym końcu. Dlaczego?


Niełatwego zadania zmierzenia gdzie jest największy ludzki potencjał podjął się urząd statystyczny. Podczas badania, wybrano pięć sprawdzanych obszarów - edukację, rynek pracy, zdrowie, potencjał demograficzny oraz spójność społeczną i terytorialną. Przez cztery lata badano m.in. stopień wykształcenia ludności, komputeryzacji, znajomości języków obcych, warunki nauczania, inwestycje w edukację, aktywność ekonomiczną pracujących i bezrobotnych, wydajność pracowników, stan zdrowia, a nawet płodność.



Nie nadążamy za resztą

Już samo województwo dolnośląskie nie może się pochwalić rewelacyjnym wynikiem. Tu miernik kapitału ludzkiego nie osiągnął nawet połowy poziomu wzorcowego. Nasz region według danych ze spisu z 2002 r zajmował dopiero 12 lokatę w kraju. Piął się jednak sukcesywnie, by - według najnowszych danych - na koniec 2006 roku uzyskać 5 miejsce Polsce.

Co innego jednak w powiecie wałbrzyskim. Tu było i - niestety - wciąż jest źle. Od lat ten rejon województwa dolnośląskiego plasuje się na niechlubnej ostatniej pozycji. Dlaczego?

Według danych Urzędu Statystycznego we Wrocławiu, powiat wałbrzyski odznacza się bardzo niskim poziomem kapitału ludzkiego w obszarze zdrowia i potencjału demograficznego.



Nie chcemy się uczyć?

Najdalej do Wrocławia, Jeleniej Góry i Legnicy jest nam jednak - według badań - w zakresie edukacji. By dogonić najlepszy rejon - Wrocławia - współczynnik edukacji musiałby wzrosnąć w powiecie wałbrzyskim o ponad 60 procent!

- Nie che mi się wierzyć, że jest aż tak źle. Dopóki sam nie zobaczę tych danych, wole ich nie komentować - powiedział nam krótko starosta wałbrzyski, Augustyn Skrętkowicz.

Statystycy obszar edukacji zbadali bardzo dokładnie. Sprawdzali m.in. strukturę ludności według wykształcenia, to czy osoby w wieku 25-64 kształcą się ustawicznie, stan komputeryzacji, nauki języków obcych, warunki w szkołach, kadrę nauczycielką, wydatki na oświatę, dostęp do edukacji, a nawet to, czy system edukacji jest otwarty na świat. Wynik nie zadowala chyba jednak nikogo. Za nami jest tylko jeden powiat w województwie - strzeliński. Radni opozycyjni przekonują, ze to wina złej reformy systemu oświaty w powiecie.

- Zamiast otwierać nowe szkoły, zamyka się do nich dostęp. Dążenie do tego, by ośrodki nauki były tylko w Wałbrzychu jest złym kierunkiem. Dojdzie to tego, że uczyć będą się tylko ci, których na to stać - przekonuje Robert Ławski, szef powiatowej lewicy.

- Uważam, że to, co robimy w edukacji jest właściwym kierunkiem działania. Mamy szkoły ogólnokształcące na bardzo wysokim poziomie, inwestujemy w edukację zawodową. To dobry plan, który na pewno zaprocentuje w przyszłości - przekonuje wicestarosta Andrzej Marciniak.

Tymczasem prezydent Piotr Kruczkowski namawia do współdziałania z innymi gminami. W globalnym działaniu upatruje możliwości sukcesu.

- Trzeba postawić na kilka dziedzin, jak turystyka, szkolnictwo wyższe, czy przemysł. Uważam jednak, że te inicjatywy należy podejmować wspólnie, a Wałbrzych mógłby być ich motorem, lokomotywą - mówi prezydent Kruczkowski.

Magdalena Sośnicka-Dzwonek

dzwonek@nww.pl



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)