Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Wyniki politycznych bankrutów- skompromitowanego nawet w oczach własnych członków SLD, sezonowej UP i ostatniej deski ratunku lewicy SdPL wyraźnie świadczą o wyczerpaniu zaufania Polaków wobec siły, która po rządach (nie do końca udanych moim zdaniem) ekipy premiera Buzka (wraz z Marianem K. - kierowcy na tylnym siedzeniu) miała przywrócić (?) w Polsce ład i powszechną szczęśliwość.

Echa działaloności Leszka z Łodzi i kolegów będą powracać do nas jeszcze przez długie miesiącę za sprawą obsadzenie przez wspomnianych większości stanowisk chociażby w spółkach Skarbu Państwa czy organach administracji lokalnej. Niestety nie pierwszy to przypadek w naszej młdoej poniekąd demokracji i zapewne nie ostatni. Wyborczy wyścig na Wiejską rozpoczął się już dawno, niezależnie czy datą będzie wstapienie do UE czy początek prac Komisji Rywina fakt pozostaje faktem że tempo peletonu z tygodnia na tydzień wyraźnie się zwiększa.

Argument jakoby
(...)stały dostęp do internetu zwykle mają studenci lepiej sytuowani - co już samo w sobie obniża ilość osób głosujących na lewicę czy partie "kontestacyjne". uważam za niezwykle zabawny

Naturalnie wyniku nie można traktować jako reprezentatywngo, głównie ze względu na niską frekwencję jak i nie do końca sprecyzowane pytanie..poparcie w listopadzie nie musi pokrywać się z preferencjami wyborczymi.

Czysta demagogia, ale warto zauważyć że gdyby wszyscy "bezpartyjni" z naszego sondażu założyl własną partię to z 18% wynikem weszliby do Sejmu na drugim miejscu.

Martwi wyraźnie słaby wynik SdPL, "świeżej partii" która winna być zdrowym trzonem lewicy w konfrontacji z radykalną LPR, Samoobroną i zbliżającym się do tego kręgu PiS'em braci Kaczyńskich.

Myśle że czasy, w którym przyszło nam komentować rzeczywistość, z dnia na dzień robią się coraz ciekawsze i to nie tylko z powodu kolejnych ujawnianych afer, ale głównie przez coraz ciekawsze propozycje liderów partii.

Jestem ciekaw co sądzicie o pomyśle "zagrabieniu zagrabionego" czyli odebraniu prominentom wszystkiego, czego w świetle przedstawianych przez nich dowodów (czyli ich braku) nie zdobyli drogą legalną...w wyniku ciężkiej i uczciwej pracy , ale to już wątek na inny temat.

Pozdrawiam,
DB



Dlaczego Polacy pracują na czarno?
(IAR, pb/24.10.2007, godz. 15:09)

Według 30 proc. Polaków głównym powodem, który skłania do zaakceptowania pracy na czarno, są zbyt niskie zarobki oferowane na legalnym rynku pracy - wynika z opublikowanych w środę rezultatów Eurobarometru. 71 proc. Polaków uważa, że na pracę na czarno najbardziej narażeni są bezrobotni.


19 proc. Polaków jest zdania, że zjawisko pracy na czarno występuje dlatego, że za wysokie są podatki i składki związane z legalną pracą. 11 proc. wskazuje przede wszystkim na brak legalnych miejsc pracy.

W sondażu 5 proc. ankietowanych Polaków przyznało się, że w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie pracowało na czarno. 4 proc. odmówiło udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Dla porównania: w Danii do pracy na czarno przyznało się 18 proc. ankietowanych, w Wielkiej Brytanii zaś - zaledwie 2 proc.

Komisja Europejska, która zaprezentowała rezultaty Eurobarometru, zaleca jednak ostrożne traktowanie tych danych, tłumacząc, że wiele osób nie przyznaje się do pracy na czarno nawet w anonimowych ankietach, a także, że "w różnych krajach różnie pojmuje się to, czym w istocie jest praca na czarno". KE jest zdania, że rzeczywisty odsetek jest o wiele wyższy.

Dla porównania KE prezentuje szacunki udziału pracy na czarno w produkcie krajowym brutto (PKB). W Polsce w 2003 roku było to ok. 14 proc. Trend - zauważa KE - jest malejący, ze względu na rozwój gospodarczy i powstawanie nowych miejsc pracy.

Średnio w krajach UE 5 proc. ankietowanych przyznało się do pracy na czarno. Blisko połowa - 47 proc. - z nich tłumaczy, że jest to korzystne zarówno dla nich, jak i dla pracodawcy. Z sondażu wynika, że średnia godzinowa stawka w pracy na czarno wynosi w UE 16,60 euro (19 euro dla mężczyzn i 12 euro dla kobiet). Przy czym w krajach Europy Środkowowschodniej jest dużo niższa i wynosi ok. 10 euro.

23 proc. zatrudnionych na czarno Europejczyków twierdzi, że chodziło jedynie o pracę sezonową i "nie było warto jej zgłaszać". 16 proc. uzasadnia podjęcie pracy na czarno tym, że nie mogli znaleźć legalnego zatrudnienia, a także, że "to powszechna praktyka".

Z Eurobarometru wynika też, że praca na czarno jest szczególnie rozpowszechniona w pracach domowych (nielegalne zatrudnianie gospoś, opiekunek czy sprzątaczek), branży budowlano-remontowej oraz sektorze restauracyjno-hotelarskim. Ponadto w większym stopniu zjawisko to występuje w Europie Południowej i Środkowowschodniej niż Zachodniej i w Skandynawii. Dotyczy głównie ludzi młodych i studentów.

Z pracą na czarno związane jest zjawisko omijania płacenia podatków i składek przez wypłacanie pracownikom części albo całości wynagrodzenia w gotówce, z ręki do ręki. W ten sposób zarówno pracodawcy, jak i pracownicy ukrywają przed fiskusem faktyczną wysokość pensji. 11 proc. ankietowanych Polaków, którzy mają stałe, legalne zatrudnienie, przyznało, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy dostało od szefa wynagrodzenie w tej formie. Średnia w UE, oparta na deklaracjach ankietowanych, to 5 proc.

Duże różnice między krajami występują jeśli chodzi o skłonność do karania pracy na czarno. 55 proc. Polaków uważa, że wystarczy zapłacenie należnych podatków i składek oraz pewnej grzywny. 23 proc. nie widzi potrzeby opłacenia grzywny. 2 proc. chętnie widziałoby winnego pracownika w więzieniu. Dla porównania - kary więzienia dla pracowników uważa za adekwatne 18 proc. Szwedów, 13 proc. Brytyjczyków i 11 proc. Francuzów.

"Praca na czarno wciąż ma miejsce, gdyż opłaca się obu stronom. Musimy stawić czoło temu zjawisku" - apelował na konferencji prasowej komisarz ds. pracy Vladimir Szpidla. Jego zdaniem walka z pracą na czarno powinna polegać na zmniejszeniu jej atrakcyjności dla pracowników i pracodawców. Można to osiągnąć dzięki obniżeniu podatków i zniesieniu barier administracyjnych na rynku pracy - tłumaczył komisarz. Jednocześnie apelował o bardziej wnikliwe kontrole rynku pracy z udziałem partnerów społecznych, w tym także współpracę służb ds. inspekcji pracy z rożnych krajów UE w ramach jednej europejskiej "platformy".

Dla Szpidli nie ulega wątpliwości, że zamknięcie rynku pracy w Austrii, Belgii, Danii, Francji i Niemczech dla obywateli z nowych krajów UE jest czynnikiem sprzyjającym rozwojowi pracy na czarno. Dlatego po raz kolejny wezwał tę piątkę krajów do zniesienia restrykcji, które teoretycznie mogą być utrzymane aż do 2011 roku.

KE podkreśla, że obowiązujące wciąż w pięciu krajach starej UE bariery zmuszają niektórych pracowników z nowych krajów do pracy na czarno, nie dając szans na legalne zatrudnienie. KE powtarza też, że przybycie pracowników z nowych krajów UE miało pozytywny wpływ na rozwój gospodarczy tych krajów, które zdecydowały się na pełne otwarcie rynków pracy.




Jak się uczymy hiszpańskiego
Znajomość hiszpańskiego jest dziś w modzie. Coraz częściej przydaje się w pracy. Dlatego Polacy, oprócz angielskiego czy niemieckiego, starają się poznać chociaż podstawy języka Cervantesa
Wraz z modą na filmy Almodóvara, wieczory w meksykańskich knajpkach, flamenco i podróże po Ameryce Południowej przyszła moda na znajomość języka hiszpańskiego. Przy czym angielski i niemiecki potrzebny jest w pracy, hiszpańskiego uczymy się przede wszystkim dla siebie. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Cervantesa w Warszawie wynika, że ponad 80 proc. słuchaczy uczy się go dla przyjemności. - Polakom podoba się język, kraj i kultura. Chcą wyjeżdżać do Hiszpanii i Ameryki Południowej. Ale modna jest tzw. turystyka kulturalna, a nie można jej uprawiać bez znajomości języka - wyjaśnia dyrektor Instytutu Cervantesa Abel Murcia Soriano. Wśród innych powodów podjęcia nauki hiszpańskiego wymienianych przez uczniów IC znalazła się także możliwość korzystania z hiszpańskojęzycznych stron internetowych, czytania prasy i książek oraz oglądania filmów w oryginale. Hiszpańskiego uczą się przeważnie ludzie młodzi - licealiści i studenci. Starsi to osoby z wyższym wykształceniem oraz przedsiębiorcy, którzy prowadzą interesy na Półwyspie Iberyjskim.

Jednak nadal nisza

Mimo naszych wyraźnych sympatii do hiszpańskiego, język ten nie jest w Polsce powszechnie nauczany. Wprawdzie zyskuje na popularności, ale z wyraźnym trudem. W chwili otwarcia Instytutu Cervantesa w Warszawie w 1994 roku na kursy zapisało się zaledwie 314 osób, rok później było już 981 osób. Od 1999 roku w IC naukę pobiera średnio 2,5 tys. osób rocznie. Polska jest jedynym państwem w tej części Europy, w którym są dwa instytuty kultury hiszpańskiej. - W sierpniu otworzyliśmy Instytut w Krakowie i od razu zapisało się na kursy ponad 300 osób - mówi Abel Murcia Soriano z IC.

Również inne szkoły deklarują wzrost zainteresowania kursami hiszpańskiego. W Academii de la Lengua, najpopularniejszej warszawskiej szkole językowej prowadzącej kursy hiszpańskiego, liczba kursantów w stosunku do ubiegłego roku wzrosła o 35 proc. Także iberystyka była ostatnio oblężona. O jedno miejsce na Uniwersytecie Warszawskim walczyły aż 23 osoby, we Wrocławiu 20. Również co roku coraz więcej polskich studentów wyjeżdża w ramach stypendium Socrates-Erasmus, aby studiować na hiszpańskich uczelniach. W ubiegłym roku wyjechały 442 osoby, rok wcześniej - 319.

Popularność hiszpańskiego - widoczna wśród młodzieży - nie znajduje odzwierciedlenia w szkołach. Hiszpański, który na świecie uważany jest jako jeden z czterech-pięciu podstawowych języków obcych, w polskich szkołach traktuje się jako egzotyczną atrakcję. Choć i tu coś się zmienia. W roku szkolnym 2002/2003 uczyło się go 8650 uczniów, rok później - 10 450.

Z przerwą na sjestę



Choć naukę hiszpańskiego traktujemy przed wszystkim jako hobby, to ponad połowa słuchaczy ma nadzieję, że przy okazji znajomość tego języka pomoże im w znalezieniu pracy. Na razie bardzo rzadko pracodawcy wymagają od kandydatów znajomości hiszpańskiego, a umiejętność posługiwania się nim jest jedynie dodatkowym, nigdy głównym, atutem.

- Jeszcze niedawno Polska w świadomości Hiszpanów nie istniała. Dziś coraz więcej osób chce tu przyjeżdżać na wakacje, a firmy - robić interesy - mówi Abel Murcia Soriano z IC.

Potwierdza to także Katarzyna Myślicka, absolwentka iberystyki, która współpracuje z małą firmą zajmującą się handlem z Hiszpanią. - Firmy hiszpańskie dość późno odkryły nasz rynek. Ale z roku na rok jest ich w Polsce coraz więcej. Bez wątpienia znajomość hiszpańskiego przyda się w branży turystycznej, handlu i budownictwie. Już dziś niektóre hotele starają się o zatrudnianie pracowników, którzy znają ten język.

Wielu Polaków myśli także o wyjeździe do pracy do Hiszpanii. Jednak ten kraj nie otworzył jeszcze swojego rynku pracy dla obywateli z nowych państw członkowskich UE. Dlatego na razie najłatwiej znaleźć pracę sezonową - w rolnictwie, turystyce i hotelarstwie. Nabory do pracy przy zbiorze truskawek organizują na przełomie października i listopada powiatowe urzędy pracy.

Można też próbować znaleźć pracę w fabryce. Jednak ofert nie ma zbyt wiele. Zatrudnienie najłatwiej znaleźć pracownikom fizycznym - spawaczom, mechanikom czy elektrykom. Ale potrzeba także kreślarzy, konstruktorów, informatyków, pielęgniarek, marynarzy i nauczycieli języków obcych. Minimalna stawka dzienna wynosi 15,35 euro, przy zbiorze owoców - 28 euro.

Hiszpański na świecie

Hiszpański to język ojczysty 400 milionów osób w ponad 20 krajach Europy i Ameryki, co stawia go na drugim miejscu w świecie, jeśli chodzi o komunikację międzynarodową, oraz na czwartym, jeśli chodzi o liczbę mówiących nim osób:

• USA to piąty po Meksyku, Hiszpanii, Kolumbii i Argentynie kraj na świecie mający największą liczbę hiszpańskojęzycznych mieszkańców. Obecnie uczy się go tam 750 tys. studentów. Jest też językiem wykładanym w 80 proc. szkół podstawowych oraz w ponad 90 proc. szkół ponadpodstawowych.

• We Francji hiszpańskiego uczy się 65 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych.

• Hiszpania jest drugim po Francji krajem, który odwiedza najwięcej studentów w ramach stypendium Socrates-Erasmus.



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)