Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Po prostu nie moge po przeczytaniu tego ogloszenia. Kobieta napisala:
"Poszukujemy 10 wykwalifikowanych malarzy do pracy w Norwegi. Bardzo mile
widziana znajomosc podstawowa jezyka angielskiego lub szwedzkiego. CV i listy
motywacyjne prosze przesylac na adress: ewa@euromac.se". Czyli co zrobi kazdy
rozumny czlowiek? (zakladam, ze ta oferta jest uczciwa). Wezmie i wysle CV, plus
list motywacyjny, a tu jeden z drugim durniem pisza bzdury o sobie i... podaja
namiary na siebie!!! Tu chyba chodzi o kontakt w druga strone cymbaly!!!
Zirytowalem sie, bo swego czasu znajoma, ktora pracuje jako HR w moim hotelu
poprosila mnie (sprawa byla pilna) o znalezienie polskiego kucharza
(kwalifikacje, doswiadczenie, angielski). Zamiescilem ogloszenie, poprosilem o
przysylanie CV na moj e-mail. To cymbaly z Polski, pisaly do mnie bzdury i
zostawialy swoj e-mail.



Kryzys w gastronomii?
Szukam pracy od kilku tygodni w branzy gasrtonomicznej za granicą (Holandia,
Norwegia,Anglia jednak po wczorajszym artykule z onetu ze zamykanych jest tam
dziennie 5 pubów i ogólnie lipnie z tą branża na wyspach podarowlaem sobie )
wiekszosc moich maili pozostaje bez odpowiedzi, jesli dzwonie do biura karzą
wyslac Cv i czekać. Pamietam jak moi znajomi zalatwiali prace przed rokiem nie
bylo takich problemów, góra 2 tyg. i wyjazd. Zadzwonilem dzis do jednego z
biur w Krakowie, przez które wyjechali do UK ale okazało sie ze z powodu braku
ofert biuro bedzie zamkniete z koncem miesiaca.
Pozostało mi tylko czekac a czekanie juz mnie dobija. Przeszukałem google na
temat pracy w gastronomii w norwegii ale nic, najlepiej pewnie bedzie sie
przekwalifikowac na spawacza czy slusarza:/ Niestety doswiadczenie w pracy mam
tylko hotelu i za barem i to chcialbym teraz robic.



Gwoli Twojego zrozumienia:
miałam zaplanowany urlop z koleżanką na wrzesień i chciałyśmy jechać moim autem
służbowym do Francji pod namiot. Ja w tym roku byłam już tym autem 3 razy za
granicą prywatnie, no i niestety, tym razem nie dostałam zgody, co było zresztą
nie dla mnie tylko zaskoczeniem. Uznano, że to za duży przebieg na prywatne
podróże w tym roku. Zostałam zatem z uzgodnionym urlopem, we wrześniu, kiedy w
Polsce takiego pięknego typowego lata już nie ma. Koleżanka, co gorsza, nie
wyjeżdżała jeszcze w tym roku, no i trochę jest zła ;-)). Ja z kolei spłukałam
się nieco, szczególnie ostatnio w Szwecji i Norwegii, a planuję jeszcze remont
(w tym roku, bo bez VATu i ze zwolnieniem podatkowym) . Mimo że zarabiam
nieźle, to jednak nie mam fabryki pieniędzy. Nie ma sensu szastać pieniędzmi,
bo nie wiem jeszcze, ile dokładnie remont będzie mnie kosztował. Najwyżej
skorzystam z limitów kredytowych, ale po co robić to na próżno.
Wiele się nasłuchałam opowieści o:
- taniości ofert last minute w Niemczech
- różnicy - zasadniczej - oferty dla Niemców (i generalnie cudzoziemców) i
POlaków (gorsze hotele, gorsze traktowanie nas)
- różnicy w cenie, odwrotnie proporcjonalnej do jakości (moi znajomi bliżsi i
dalsi władają językami obcymi i potrafią porozmawiać z osobami innej nacji)
- niedotrzymywania umowy przez polskie biura podróży. Zdarza się, że musisz
denerwować się i wykłócać, aby dostać to, co masz niby na piśmie zagwarantowane.

Obeszłyśmy kilka warszawskich biur i mamy ogólne pojęcie o cenach. Last minute
albo nie ma, albo niewiele tańsze niż normalne podróże.

No to postanowiłam raz w życiu sprawdzić te opowieści o last minute w
Niemczech, bo drugi raz mi się nie zdarzy mieć 3 tygodni wolnego. Drezno jest
blisko polskiej granicy (względnie) i wyjazd tam został w pracy zaakceptowany
(przypominam, że chodzi o to, dokąd dotrze auto, a nie ja, bo jestem wolnym
człowiekiem).
Poza tym przymierzałam się już do zwiedzania Drezna i wiem, że jest tam sporo
ciekawych rzeczy. Berlin zwiedziłam już bardzo solidnie i jakoś mnie nie
pociąga. No to względnie blisko granicy jest jeszcze tylko Lipsk.

Kultu Niemiec nie mam, ale do innych krajów dalej i dłużej. W Szwecji także
oferty biur podróży są tańsze (żona mojego ojca ma podwójne obywatelstwo i
wielu znajomych tamże, więc WIEM, że tak jest), ale co z tego, jak tam się
jedzie ponad dobę, albo trzeba tłuc się pociągami, taksówkami, promem itd.,
albo zapłacić za samolot (więc suma wyjdzie wyższa niż za wyjazd z kraju), albo
jechać promem samochodem, to też za samo dojechanie do Szwecji razem z benzyną
wyjdzie ponad 1000 zł minimum. Inne kraje dawniej zwane zachodnimi są po prostu
dalej.

Czy teraz już lepiej rozumiesz?

A element niepewności w tej sprawie dodaje jej tylko uroku. To nie jest sprawa
życia i śmierci. Najwyżej pojadę samochodem pozwiedzać Bawarię wczesną jesienią.

> czegos w tym nie rozumiem !!!! chcesz tanio na wycieczke a stac cie na
> dodatkowe oplaty, dojazd do Drezna, hotel, parking itp o straconym czasie juz
> nie wspomne, to nie lepiej( czytaj taniej i bezproblemowo ) kupic wycieczke
u
> nas ( nawet w biurze ) ?
> rozumialbym gdyby chodzilo o dalekie wycieczki (karaiby,seszele itp ) ale tu
> chodzi o morze srodziemne wiec nazwijmy rzecz po imieniu - kretynizm !!!
> no chyba ze chodzi o kult niemiecki - wtedy tylko poglaskac z politowaniem :)
>



Wklejam tekst artykulu, gdyby przypadkiem zniknal z sieci. Za GW:

Dziennikarze złapani na Kraków




Dzienniarze przed krakowską kurią, relacjonujący wydarzenia związane ze
śmiercią Jana Pawła II
Fot. Michal Sierszak / AG









"Liberation"




"Paris Match"





Magdalena Kursa 09-01-2006 , ostatnia aktualizacja 10-01-2006 10:20

Przyjechać, dać się oczarować, opisać. Urzędnicy magistraccy wymyślili sposób
na ściąganie do Krakowa dziennikarzy z całego świata i darmową reklamę miasta.
Sprawdził się. W ubiegłym roku odwiedziło nas ponad sto zagranicznych ekip
telewizyjnych i setki reporterów prasowych.


Według danych Małopolskiej Organizacji Turystycznej Kraków odwiedziło w zeszłym
roku ponad 7 mln turystów, w tym wielu z zagranicy. Skąd ten boom? Z pewnością
przyczyniła się do niego niespotykana nigdy przedtem obecność Krakowa na łamach
zagranicznych czasopism i w programach telewizyjnych na całym świecie. Ta
obecność nie wzięła się z niczego.

Wiarygodni dziennikarze

Bartłomiej Walas, szef biura POINT w Paryżu, nie ma wątpliwości, że Kraków
znacznie wyprzedził inne polskie miasta w ściąganiu do siebie zagranicznych
dziennikarzy. W ubiegłym roku odwiedziło nas ponad 100 zagranicznych ekip
telewizyjnych i setki reporterów prasowych. Spora ich część przyjechała w
związku ze śmiercią Jana Pawła II. Jest to jednak też wynik planowych działań
magistratu. Ponieważ miasta nie stać na wykupywanie za granicą reklam w
prestiżowych pismach czy emitowanie spotów w popularnych telewizjach,
postawiono na reklamę bezkosztową.

- Na wszystkich targach turystycznych czy konferencjach prasowych z okazji
otwierania nowych połączeń lotniczych ogłaszaliśmy, że dziennikarzy, którzy
chcą odwiedzić Kraków, zapraszamy na koszt miasta. Liczyliśmy, i nie
pomyliliśmy się, że wielu skusi taka oferta - tłumaczy Grażyna Leja,
pełnomocnik prezydenta miasta ds. turystyki. Zastrzega, że miasto sprawdza, czy
zainteresowany Krakowem dziennikarz rzeczywiście jest zatrudniony w podawanej
przez siebie redakcji. - Jak już dziennikarz od nas wyjedzie, to choćby z
ludzkiej przyzwoitości coś o nas napisze czy zrobi program. To bardzo skuteczna
promocja, bo materiały dziennikarskie są dla ludzi bardziej wiarygodne niż
reklamy - dodaje Leja.

Wspólna korzyść

Do promocyjnej akcji przyłączyły się tanie linie lotnicze, które oferują
darmowe miejsca w samolotach, a także krakowskie hotele, rotacyjnie przyjmujące
dziennikarzy na noclegi, oraz przewodnicy miejscy. W ten sposób miasto nie musi
angażować własnych pieniędzy, jedynie siły urzędników i ich pracę, często nawet
po godzinach.

- Reporterzy są oczarowani Krakowem, nazywają go drugą Pragą. Takie wizyty
także nas samych mobilizują do lepszej pracy - mówi Jacek Czepczyk, dyrektor
Hotelu Europejskiego, wiceprezes Małopolskiej Izby Hotelarzy "Gremium".

Na golfa w Krakowie

Zagranicznych dziennikarzy interesują różne oblicza Krakowa. Jedni idą na
Kleparz zainteresowani regionalną żywnością, inni koncentrują się na turystyce
pielgrzymkowej, jeszcze inni pracowniami młodych artystów. Odwiedził nas nawet
piszący o polach golfowych norweski dziennikarz z pisma "Norsk Golf". -
Czytelnicy tego pisma to bardzo interesująca grupa potencjalnych turystów: całe
rodziny, z reguły dość zamożne, jeżdżące po świecie do miast, w których można
pograć w golfa - tłumaczy Katarzyna Gądek, dyrektor magistrackiego wydziału
promocji.

Jej współpracownik Artur Żyrkowski wspomina, jak pomagał dziennikarzom z
brytyjskiej telewizji BBC instalować na Rynku Głównym fotel dentystyczny. - W
swoim materiale chcieli pokazać, że za cenę wizyty u stomatologa w Londynie u
nas można pójść do dentysty i na dodatek spędzić tydzień w hotelu.

Z dalekiego Jemenu

Nie wszystkie artykuły czy reportaże filmowe o Krakowie zostały w magistracie
zarejestrowane. Wiadomo, że piękny film o Krakowie wyemitowała telewizja
ukraińska w swym pierwszym programie w czasie bardzo dobrej oglądalności. Ale
reportażu w telewizji w Jemenie i w Kuwejcie raczej nikt od nas nie widział.

Jedno jest pewne: Kraków stał się wśród zagranicznych dziennikarzy i turystów
niezwykle popularny. - Nie wysyłamy do Krakowa wszystkich dziennikarzy, którzy
mieliby na to ochotę, bo moda na Kraków urosła do takich rozmiarów, że samo
miasto nie jest w stanie jej sprostać - mówi Iwona Zielińska z Polskiego
Ośrodka Informacji Turystycznej w Madrycie. - Dzwonią do mnie szefowie
hiszpańskich biur podróży, którzy żalą się, że mimo zainteresowania klientów
nie mogą zorganizować wycieczki do Krakowa z powodu braku miejsc w hotelach.

- Ale to może się skończyć, jeśli miasto nie rozwiąże problemów lotniska w
Balicach, które powinno być natychmiast trzykrotnie powiększone - dodaje
Bartłomiej Walas z Paryża.

"Financial Times" i...

W 2005 roku materiały dziennikarskie o Krakowie przygotowywali m.in.
dziennikarze: amerykańscy z "The New Yorker", "Chicago Tribune", "Los Angeles
Times", "Atlanta Style&Design"; rosyjscy z "Nowyje Izwiestia" i "Tourbusiness",
francuscy z "Marie Claire Maison" czy "Univers du Voyage"



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)