Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Bierła Roman
nauczyciel wf, trener, przedsiębiorca, zapaśnik wagi ciężkiej z Katowic, srebrny medalista olimpijski z Moskwy (1980).
Urodzony 21 marca 1957 w Katowicach, syn Ignacego i Weroniki z d. Świdurska, absolwent Technikum Górniczego w Dąbrowie Górniczej (1979, elektromonter) i studiował zaocznie na 3-letnim kierunku trenerskim - zapasy: zaliczony I semestr (1980/81) w katowickiej AWF. Zapaśnik (187 cm, 103 kg) stylu klasycznego (w. ciężkiej 100 kg), reprezentant GKS Katowice (1971-1988), którego trenerami byli: Stanisław Turos, Jan Adamaszek, Antoni Masternak i Janusz Tracewski. Napisano kiedyś o nim: "Olbrzym o twarzy grzecznego dziecka, pełen ciepła i łagodności" był jednocześnie zawodnikiem bardzo inteligentnym o ogromnej wydolności fizycznej i wspaniałej kondycji, a także dużej wiedzy taktycznej. Rozstrzygał walki na swoją korzyść dzięki wielkiej aktywności na macie (wspaniała praca rąk i nóg). Wcześnie ujawnił się na arenie międzynarodowej zdobywając złoty (1977) i brązowy (1975) medal mistrzostw świata juniorów. 4-krotny mistrz Polski wagi ciężkiej - 1978, 1979, 1983, 1987, był także finalistą MŚ 1979 (5 m.), 1985 (6 m.) i srebrnym medalistą ME (1979). Największy sukces odniósł podczas IO w Moskwie (1980), gdzie wywalczył srebrny medal. Zaraz potem wyjechał do Niemiec (1980-1983), a po powrocie do kraju (1983) rywalizował z A. Wrońskim i na przeszkodzie do drugiego startu olimpijskiego stanął bojkot igrzysk (1984). Zawodnik nie do końca spełniony. Powiodło mu się za to w interesach w Niemczech. Po zakończeniu kariery zawodniczej został działaczem sportu zapaśniczego (od 1996 członek zarządu Śląskiego ZZ) i instruktorem zapasów w GKS Katowice. Odznaczony m.in. złotym i dwukrotnie srebrnym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe i Srebrnym Krzyżem Zasługi (1980). Żonaty z Grażyną Gaworek.
Bibl.: Głuszek, Leksykon 1999, s. 158; Pawlak, Olimpijczycy, s. 33; Klimontowicz, Ruch olimpijski, s. 50-51; Staniszewski, Dzieje, s. 143; Kronika sportu, s. 1016; MES, t.1, s. 80, t. 2, s. 15; Godlewski, Olimpijskie turnieje, s. 97, 196, 202, 208, 236; Lipski, MEZ, t. VI, s. 18 (tu: ukończył AWF Katowice - 1987, trener kl. II); USC Katowice, AU 965/1957/1; Archiwum AWF Katowice (nie ukończył studiów); Wywiad środowiskowy.
*1980 Moskwa: styl klas., w. ciężka 100 kg - w pierwszej kolejce wygrał w 5.58 min. z S. E. Studagaardem (Dania), w drugiej zwyciężył w 5.27 min. G. Pikilidisa (Grecja), w trzeciej pokonał w 7.24 min. V. Andrei (Rumunia), w czwartej wygrał 5:2 z R. Menisevicem (Jugosławia), w piątej przegrał w 7.52 min. z G. Rajkowem (Bułgaria), zdobywając srebrny medal (zw. G. Rajkow Bułgaria).
http://www.pkol.pl/pl/
Polsko-Czeska Wyższa Szkoła Biznesu i Sportu „Collegium Glacense” przenosi się z Nowej Rudy do Świdnicy
Uczelnia została zmuszona do poszukania sobie nowego lokum, bo w Nowej Rudzie radni najpierw dali studentom budynek, a teraz chcą go odebrać
Samorządowcy ze Świdnicy zacierają ręce, bo kolejna wyższa uczelnia w mieście zwiększa prestiż i daje nowe możliwości dla młodych ludzi.
Potrzebni inżynierowie
– Słyszałem, że mają kierunek dla nauczycieli WF-u. W sam raz dla mnie, nie będę musiał jeździć na studia do Wrocławia – cieszy się z góry Krzysiek Kozłowski, 18-letni świdniczanin.
–Potrzebujemy specjalistów. Dzięki tej inicjatywie młodzi mieszkańcy mają szansę na znalezienie lepszej, dobrze płatnej pracy – uważa Wojciech Murdzek, prezydent Świdnicy.
Władze miasta od kilku lat zabiegają o utworzenie kolejnej filii wyższej uczelni. Ostatnio rozmawiali m.in. z Politechniką Wrocławską. A inżynierowie w mieście będą potrzebni – powstaje Electrolux, będą kolejne firmy w specjalnej strefie ekonomicznej.
Collegium na razie będzie miało swoje sale w ośrodku szkoleniowym Mediator.
Ale uczelnia ma plany wybudowania swojego obiektu.
Dlaczego szkoła tak nagle się przenosi? Dwa lata temu rada miejska przekazała na cele dydaktyczne budynek po przychodni górniczej. Wkrótce część radnych zaskarżyła uchwałę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Na początku marca zapadł wyrok, który uznał uchwałę za nieważną. Władze uczelni twierdzą, że werdykt dotyczy jedynie uchwały, a nie aktu notarialnego. Mimo to, zdecydowani są na przeniesienie siedziby szkoły. Jeżeli zajdzie konieczność, gotowi są bezpłatnie dowozić 270 studentów do Świdnicy.
– Wybraliśmy to miasto z wielu powodów – mówi Rafał Wielichowski, kanclerz uczelni. – To prężnie rozwijający się rynek gospodarczy i pracy, który należy jak najszybciej poszerzyć o odpowiednią ofertę edukacyjną – dodaje.
To nieporozumienie?
Radni miejscy z Nowej Rudy mają nadzieję, że to tylko nieporozumienie. Nie zamierzają stracić jedynej w ich mieście szkoły wyższej.
– Nie wyobrażam sobie, żeby uczelnia przeniosła się w inne miejsce – mówi Bożena Bujnarowicz, przewodnicząca rady miejskiej.
Dodaje, że w następnym tygodniu spotka się z władzami placówki, żeby polubownie rozwiązać konflikt.
Wyszkolą pielęgniarki
Polsko-Czeska Wyższa Szkoła Biznesu i Sportu „Collegium Glacense” w Nowej Rudzie od dwóch lat kształci studentów na dwóch kierunkach: zarządzania i marketingu (specjalizacja: zarządzanie przedsiębiorstwem międzynarodowym) i wychowania fizycznego (specjalizacja: nauczyciel WF-u). Od jesieni rusza trzeci kierunek: pielęgniarstwo. Będzie to czwarta placówka na Dolnym Śląsku z prawem nadawania licencjatu (a docelowo magistra) z pielęgniarstwa. W szkole, prócz Polaków, uczy się około stu Czechów oraz kilkunastu Białorusinów i Ukraińców.
Można odnieść wrażenie, że radni noworudzcy nie wiedzieli, o czym decydowali oddając przychodnię wyższej szkole, i jaki będzie skutek zaskarżenia tejże uchwały. A przecież powinni byli przewidzieć, że prywatna uczelnia musi mieć pewność bytu, by planować rozwój i otwieranie nowych kierunków. I gdy zacznie mieć problemy z siedzibą, poszuka miejsca, gdzie jej nieba przychylą.
Gdy szkoła się wyniesie, radnym pozostanie pusty budynek. Chyba nie o taką zamianę chodziło?
Agnieszka Bielawska-Pękala, Krzysztof Jarząb - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
Dzień nauczyciela , jest tak szczególnym dniem, jakimi dniami są zwykłe szare dni. Ktoś kiedyś powiedział,że takimi jesteśmy jakich spotykamy ludzi.Myślę, że takich spotykamy ludzi jacy sami jesteśmy. Szczęściem w życiu jest spotkać ludzi z pasją. z charakterem, z iskrą w oku.Ważne jest by mieć dobrych i ądrych nauczycieli.
Kilkanaście lat temu,zaczynałem przygodę z kung fu.Był to czas fascynacji wielu młodych ludzi.Jak dzisiaj pamiętam ten szary wrześniowy lub październikowy dzień.Pierwsze prawdziwe spotkanie z moim instruktorem i pamiętne pytanie, zdawałoby się, że banalne: po co? Jakże proste a jednocześnie bardzo trudne. Pytanie dotykało mojej motywacji, mojej siły motywacji. Dzisiaj wiem,że to bardzo ważne jeśli nie najważniejsze zagadnienie dotyczące treningów i życia tak w ogóle. Dzisiaj wiem, że dzięki silnej motywacji przetrzymałem trudne chwile swojego treningu i życia.Nie było ich jednak mało, ale dzisiaj wiem ,że warto było ponieważ miałem i mam obecnie wiele satysfakcji z życia i z treningów. Zawsze miałem bardzo dużo swobody(swoboda wyboru zawsze wiąże sie z odpowiedzialnością i konsekwencjami wyborów). Mogłem wybierać.Dzisiaj nie żałuje tych wyborów.Wiem, że były słuszne.
Dzisiaj gdy patrzę w przeszłość widzę bardzo różnorodny trening:
rozciąganie
ćwiczenia wytrzymałościowe
formy walki
techniki miękkie
techniki twarde
filozofia
etyka
ziołolecznictwo
masaż
Tego wszystkiego było naprawdę dużo, nie sposób to wszystko ogarnąć pamięcią.Ale takie jest kung fu,tak tworzą się legendy przekazywane z ust do ust Nie odzownym elementem legend kung-fu są nauczyciele.To im zawdzięczamy najwięcej. Cóż powiedzieć nauczycielowi, jak wyrazić to coś co człowiek czuje w chwili gdy staje w oko w oko z tym człowiekiem, któremu tyle zawdzięcza.Ten prosty gest wykonywane na początku i końcu treningu wyraża i mówi wszystko. Mi w tej chwili gdy zbliża się dzień nauczyciela,ups jest dzień nauczyciela cisnie się tak po prostu ,tak po ludzku jedno słowo
Dziękuję za wszystko Tomaszu
Andrzej
Swojego instruktora kung fu poznałem przed piętnastu laty, czyli w połowie czasu, jaki spędziłem na planecie Ziemia. Dziś, w Dniu Nauczyciela spróbuję wyjaśnić, dlaczego wciąż korzystam z tej szansy.
Ćwiczyłem i widziałem treningi u innych instruktorów sztuk walki. Podejście swojego uważam za praktyczne- uczymy się przede wszystkim rzeczy przydatnych w realnej walce, ale też ważnych w realnym życiu (np. jak się zdrowo odżywiać, jak organizować związane z naszą praktyka przedsięwzięcia).
Tomek zwraca uwagę na indywidualność każdego, na predyspozycje, stan zdrowia, umiejętności i rzeczy wymagające szczególnej pracy. Ma poczucie humoru, lubi żartować, np. na temat UFO. Czasem zastanawiamy się jak to jest z tajemniczymi kręgami w zbożu albo skąd ONI mogą nadlecieć... (bo przecież muszą gdzieś być, no nie
Jest spostrzegawczy. Widzi elementy ruchu, których nam się nie udaje, możemy wtedy skorygować, co trzeba. Zwraca nam uwagę, byśmy sami starali się widzieć jak najwięcej, co jest ważne nie tylko na treningu, w walce, ale w ogóle w życiu. O wiele łatwiej rozwiązać problem, gdy został wcześnie zauważony.
Ceni inwencję twórczą, pomysłowość, samodzielne poszukiwanie nowych rozwiązań. Przykładowo: przy poznawaniu nowego elementu- uniku z kontrą, kombinujemy jak optymalnie wykonać ruch, żeby wyszedł naturalnie, miał odpowiednią szybkość dynamikę, itp.
Tomek zwraca uwagę, żebyśmy byli nie tylko zbiorem indywidualności, ale współpracującą grupą. To, w czym razem uczestniczyliśmy, np. obozy, wszelakie imprezy były okazją do wprowadzenia tego w praktykę.
Nasz instruktor interesuje się tym, jak radzimy sobie poza treningami. Spotykamy się na imprezach, chodzimy na basen, robimy seanse kina kung fu (którego jest zapalonym miłośnikiem). Jest to okazja na dodatkowy kontakt z kimś, kto doświadczył wielu lat praktyki kung fu i chętnie się swym doświadczeniem dzieli.
Interesuje się i jest otwarty na pozytywne rzeczy z różnych sztuk walki, bierze m. in. aktywny udział w seminariach, na których spotykają się różne szkoły, organizuje obozy, na których ćwiczą ludzie reprezentujący różne style.
Czas płynie, a my wciąż poznajemy swojego instruktora, wciąż potrafi czymś zaskoczyć, odsłonić swój nieznany dotąd atut. Kto wie, co będzie jutro....
Piotr
Może Forum (strona internetowa) nie jest najlepszym nośnikiem do tego by składać komuś życzenia... ale czasy się zmieniają a my idziemy do przodu.
Spośród tylu sal, które odwiedziłem w trakcie nauki, Nauczyciela swego poznałem na sali gimnastycznej. Nie uczył on jednak WF ale KUNG FU.
Na początku zadajemy sobie pytanie co najlepiej ćwiczyć, jaki styl jaki styl jest najskuteczniejszy. Ja miałem o tyle łatwo, że Kung Fu podobało mi się chyba od zawsze (poprzez filmy, książki itp.). Wystarczyło tylko pójść i się "zapisać". Tak więc zrobiłem. I było fajnie. Zdarzyło się jednak tak, że połowę sali, którą wynajmowaliśmy zajmowała jakaś inna grupa. Kiedy my robiliśmy super techniki żurawia, Shaolin, oni robili pompki, brzuszki i jakieś dziwne ćwiczenia z zamkniętymi oczami.
Nie pamiętam już dokładnie jak to się stało ale znalazłem się po drugiej stronie sali. I od tamtego czasu zaczęła się moja przygoda z Kung Fu. Minęło już prawie 15 lat a trening jest dla mnie nadal czymś wyjątkowym, często zaskakującym a na pewno ważnym. Trenowaliśmy w szkołach, na obozach, w lesie, w domu. Z ludźmi, którzy zmieniali się w różnych okresach, a których w większości uważam za swoich przyjaciół. Teraz wydaje mi się niemożliwym by przejść przez na prawdę ogrom trudu, wyrzeczeń, chwil dobrych, złych, nie tylko na sali ale również w życiu gdyby nie osobowość Nauczyciela. Zasady jakie wyznaczał ulegały zmianom, lecz wartości pozostawały niezmienne. Najważniejsza była i jest praca, jeżeli chcesz podjąć wysiłek możesz liczyć na pomoc, wsparcie i oczywiście szacunek niezależnie od tego co umiesz i wyników jakie osiągasz. Ćwiczymy nadal ... i jest coraz ciekawiej
Oczywiście nie wiem co będzie dalej, dziś jest Dzień Nauczyciela
Tomi Fu - z wyrazami szacunku Rav.
PS. Czytając na Forum wspomnienia z obozów odnoszę wrażenie, że pomimo tylu lat treningi Tomiego coś łączy. Przykładem niech będzie fragment utworu znanego (na Forum) śląskiego autora "... Gdy treningi dwa lub, czi Ja nie umio trefić w drzwi", dekadę wcześniej było coś takiego "... Tomaszu jesteś dla nas jak tato, ciekawe, czy przeżyjemy to lato?"
Rafał
