Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

No...Veh przypomniał mi o 'Sposobie na Alcybiadesa' - też parę razy przeczytałem, mimo, iż lektura szkolna (przynajmniej moja, nie wiem jak innych). Film też parę razy widziałem.


Nawiasem mówiąc chcąc przeczytać sobie coś łatwego, lekkiego i przyjemnego postanowiłam zabrać się za przygody Indiany Jonesa, co zmusiło mnie do zapisania się do dziecięcego oddziału biblioteki

Mam, mam Indy'ego w domu! Na wakacjach jakieś pięć lat temu chyba z dziesięć razy przeczytałem, może dlatego, że naprawdę mi się nudziło

A co do Tomka - ja czytałem (lektura polecona przez nauczyciela polskiego w podstawówce) i bardzo mi się podobały. Zwłaszcza pierwsze części.



Ech, uśmierciłaś Cutterdale'a. I Toma. Nie to, że się tego nie spodziewałam, ale mimo wszystko... Ech.

Finał pierwsza klasa! Jest i sypiąca się na bohaterów jaskinia i wymykająca się spod kontroli broń ostatecznej zagłady (a jednak Sowieci mieli rację! ) i jeszcze dużo innych fajnych rzeczy. Coś, o czym nie napisałam Ci chyba ostatnim razem: budujesz bardzo ciekawe i plastyczne opisy, podczas czytania cały czas miałam przed oczami te wszystkie kamienne krypty, podziemne jaskinie, złowieszcze sarkofagi i płaskorzeźby i naprawdę chwilami można było poczuć ten przyjemny dreszczyk emocji na własnej skórze. Nie do końca tylko zrozumiałam, jak uruchomiła się ta śmiercionośna machina. Czy to miało coś wspólnego z szamotaniną Toma z Gruzinem czy broń uruchomiła się tak sama z siebie? Pojawiło się więcej pomysłowych zagadek, czyli tego, co tygryski lubią najbardziej. Chylę czoła przed trzeźwym myśleniem Kate i Jonesa - raczej trudno zachować zimną krew, gdy banda złych ludzi celuje do ciebie z karabinów. No i powracający wątek bogini Astarte... Sympatyczny akcent na koniec przygody, w której nawet nieoceniony bat Jonesa miał w końcu swoje pięć minut.
- Nawet pan nie wierzy chyba w istnienie takiej choćby Arki Przymierza, prawda?
- Nie zastanawiałem się nad tym - odburknął Jones.



" />Dopiero tu, na forum, dowiedziałem się o śmierci autora "Koła Czasu" i o możliwości dopisania zakończenia przez kogo innego. Trochę mnie to przeraża, mam w pamięci zakończenie książki , a zarazem - jak twierdzą niektórzy - cyklu, Jamesa Jones`a ( "Stąd do wieczności", "Cienka czerwona linia") zatytuowanej: "Gwizd"; dopisane pośmiertnie. Kto czytał, ten wie, jak to wygląda. Właściwie to fragmenty notatek autora, dotyczące dalszych losów bohaterów, bez których można się spokojnie obyć, a przy czytaniu których, zęby bolą. " Przygody dobrego wojaka Szwejka" kończą się wraz z rękopisem Jarosława Haszka i dobrze. Wszelkie próby dopisania do nich czegokolwiek są mdłe i blade. Trudno, autor umarł, szkoda niedokończonego dzieła, ale w moim wypadku obawy, o to, jak i kto dopisze zakończenie są na tyle duże, że poczekam z przeczytaniem zakończenia "Koła Czasu". Będę śledził opinie innych czytelników i jeżeli negatywy przeważą, to odpuszczę sobie ostatni tom cyklu.



Witam!

Imię: Przemek
Pseudo: Przemo, Przemo-emo (nie jestem emo! nie mam długich włosów i nie siedzę w kącie tnąc się żyletami ), Malbor (fajek też nie palę )
Rocznik: 1991
Ulubiony piłkarz: C. Ronaldo, Quaresma
z MUFC od: 2002-03. Głównie za sprawą Internetu (sic!). Wcześniej nie interesowałem się zbytnio futbolem. Moja przygoda z MU rozpoczęła się za sprawą serwisu manutd.pl. Spodobał mi się ten serwis, często go odwiedzałem, czytałem posty na forum i w ten sposób zacząłem kibicować MU. Heh, wiem, że to trochę głupie, ale taka jest prawda...
szkoła: liceum nr 1 w Działdowie, profil językowo-geograficzny. Później w planach europeistyka lub stosunki międzynarodowe.
zainteresowania: sport, nowe technologie, polityka, konsole (szczególnie Nintendo DS), czasem coś przeczytam (ostatnio "S@motność w sieci", "Cesarz" Kapuścińskiego i "Pan Lodowego Ogrodu tom 1" wszystkie polecam!)
muzyka: funk-rock (RHCP), rock (Foo Fighters, Happysad), punk rock (Blink-182), pop-rock (Maroon 5), pop (Justin Timberlake, Michael Jackson), ragga (Cinq G), hip-hop (O.S.T.R.)
film: "Forrest Gump", "Zielona Mila", "Efekt Motyla", "Pulp Fiction", "Sin City", "Marzyciel", "Edward Nożycoręki", pierwszy "Batman", "Scarface", "Grindhouse", trylogie: "Powrot do Przyszłości", "Ojciec Chrzestny", "Władca Pierścieni "Indiana Jones", "Matrix". Tego jest masa. Chyba nawet nie było sensu tego wymieniać ;P.
seriale: "Prison Break", "Lost", pobieram teraz "Dextera". Z polskich "Janosik" "Czterej pancerni i pies", "Odwróceni"



" />Nie ukrywam, że bodźcem do zobaczenia filmu stała się główna para bohaterów. Moi ulubieni aktorzy wystąpili w jednym obrazie, do tego tak bardzo popularnym. Nigdy nie przypuszczałem, że doskonała francuska aktorka Audrey Tautou będzie miała możliwość pokazania się w tak kasowej produkcji i to u boku najbardziej popularnego aktora w USA. Muszę przyznać, że Tom Hanks nie zawiódł moich oczekiwań. Zupełnie nie rozumiem osób, które zarzucają mu sztywność i brak naturalności. Profesor Langdon był przecież molem książkowym, a nie wesołkiem pokroju Indiany Jonesa. Nie mógł wspinać się po linie i podrywać każdej napotkanej panny. Wydaje mi się, że Hanks całkiem dobrze odegrał rolę statecznego profesora, który początkowo nie dawał się ponieść emocjom, jednak ostatecznie został wciągnięty w wir przygody. Podobnie spisała się bardzo dobrze Tautou, która nie będzie już zawsze kojarzona z wesolutką Amelią, pragnącą pomagać wszystkim wokół. U Howarda zagrała agentkę, zajmującą się zawodowo kryptologią. Na początku nie miała możliwości rozwinięcia skrzydeł, jednak w drugiej połowie filmu miała okazję popisać się swoimi umiejętnościami aktorskimi. Oczywiście nie ma tutaj mowy o wyśrubowanym poziomie dramatycznym, ale nie można przecież tego oczekiwać po filmie jednak komercyjnym. Rzadko udaje się to, aby pozycja skierowana do masowego odbiorcy, łączyła w sobie dobre role z ciekawą fabułą. Według mnie w przypadku Kodu da Vinci ta sztuka się udała.

Chciałbym zaznaczyć, że film Howarda nie jest taki zły, jakim go wszędzie malują. Nie wiem doprawdy, co jest tego powodem, ale ta wielka mistyfikacja, pomimo wątpliwości natury historycznej i religijnej, jest naprawdę przyjemnym filmem, który można określić mianem przygodowego. Abstrahuję oczywiście od tego, że narusza on dobra osobiste ogólnie pojętego duchowieństwa oraz organizacji Opus Dei, ponieważ taki wywód nie był głównym celem mojej recenzji. Zdaję sobie sprawę z płytkości pseudopodstaw historyczno - naukowych, na których oparł się Brown, chcąc zaszokować tę część widzów, która łatwo daje sobą manipulować. Mam jednak nadzieję, że większość z nich odnajdzie owe mankamenty fabuły i podejdzie do filmu z dużym przymrużeniem oka. Starałem się jedynie odnieść w mojej recenzji do konstrukcji scenariusza (nie do jego treści) i gry aktorskiej, a te elementy wypadły w mojej ocenia bardzo przyzwoicie.

Po cały tekst zapraszam na http://www.filmbox.pl/filmy_recenzje,297,187.html



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)