Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

"Paweł Paroń" <paw@freeland.lublin.plnapisał:


Akurat na moim podwórku jest czysto, bo jest ogrodzone,
zamknięte przed tzw. przypadkowym przechodniem
w adidasach i z nadczynnością ślinianek
(tzw. pluj pasiasty, tudzież strzykwa chodnikowa),
oraz pilnowane przez strażnika


I sam przyznasz, Pawle, że odkąd przestali dawać mieszkania z przydziału
(komunalne, zakładowe) i za własne 4 ściany trzeba słono zapłacić, to
ludzie z reguły znacznie bardziej szanują te bloki?
Już nie ma nalane w windach, nikt nie wykręca żarówek, nie maże węglem
po ścianach klatki, nie pluje na podłogę, nie wyrzuca śmieci przez okno.
Zauważyłeś?

Ja tak.
Oczywiście daleko tu do szwajcarskich ideałów, ale porównując to do
przyzakładowych blokowisk, to jest bez porównania czyściej i
bezpieczniej.
Dlatego jestem przeciwnikiem systemu opiekuńczo-warcholskiemu, gdzie M-3
dawali za podjęcie pracy w hucie i za 25 lat osiedle wygląda jak getto.

Rico.



Użytkownik "Rafał Wawrzycki" <rwawrzy@wp.plnapisał:


A nie wiesz czy w przypadku braku meldunku w Wawie jest możliwość
ubiegania się o przydział?


Nie. Sprawami lokali komunalnych zajmuje się samorząd terytorialny, który
dba o swoją, lokalną społeczność.
Zdarzają się jednak przydziały w tbsach dla repatriantów ze wschodu. Może
gdzieś jeszcze na stronie www.bielany.waw.pl jest opis takowej akcji.  Dla
osób z innych stron Polski nie widzę żadnej możliwości przydziału lokalu,
co dziwnym i niesłusznym nie jest.


Bo to troche może być obosieczne: ktoś kto ma zameldowanie
w Wawie może być potraktowany jako ktoś kto ma już
gdzie mieszkać.


Zgadza się, gdyż lokalne komunalne są w pierwszej kolejności dla tych,
którzy mieszkają w ruderach do rozbiórki.
Lokale te są budowane z budżetu Warszawy i dla Warszawiaków przeznaczone.


A kobita ta ma stałe w Lublinie, a tutaj mieszka na
stancji bez zameldowania (i raczej to nie wchodzi w grę).


Takich ludzi są tutaj grube tysiące i żadne lokale tu im nie przysługują.


Może zostać  ewentualnie zameldowana czasowo u mojej siostry,
ale nie wiem czy to  pomoże, czy zaszkodzi.


Nie pomoże. Aby ubiegać się o lokal na zasadach socjalnych, trzeba mieć
bodaj 3 albo 5 lat stałego meldunku w Wawie, wcześniej, za czasów gmin był
jeszcze wymóg zameldowania w danej gminie. Teraz to się chyba zmieniło.


Co do pomocy społecznej to osoba ta jest pod stałym (od lat) okiem
Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie (kiedyś w Lublinie, teraz w Wawie)


Tak, ale to nie uprawnia ją jeszcze do wciągnięcia na DŁUGĄ listę
oczekujących na lokal.
Ową długą kolejkę tworzą sami tylko Warszawiacy, że o przybyszach nie
wspomnę.


Jest to matka samotnie wychowująca dziecko (6 lat), w dodatku studiuje
zaocznie i nie ma żadnego dochodu poza pieniędzmi z MOPR'u


Tym gorzej, bo swego czasu czytałem, że pierwszeństwo będą miały osoby
(rodziny) pracujące. Ten wymóg postawiono, aby rozmaite niebieskie ptaki
nie wyłudzały mieszkań.



Jak to bylo? Rozbijemy wszelkie uklady (...)

Obecnie jest "Czasem trzeba wybrac mniejsze zlo"

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2168070.html
Afera mieszkaniowa w Warszawie

 Jan Fusiecki, Iwona Szpala 07-07-2004, ostatnia aktualizacja 07-07-2004
08:53

Nie tylko z 80-procentowej zniżki na mieszkanie skorzystał szef Zarządu Dróg
Miejskich. Janusz Fota mógł wręcz przebierać w propozycjach z ratusza.
Dostał kompletnie wyposażony lokal. Nawet w nową wannę i deskę klozetową.

Wczoraj poznaliśmy kulisy historii mieszkaniowej, której bohaterem jest
dyrektor ZDM. "Gazeta" ujawniła, że nie czekając w komunalnej kolejce,
zamienił on kawalerkę na Pradze Południe na dwa pokoje w Śródmieściu. Nowe,
większe o 10 m kw. lokum natychmiast wykupił. Janusz Fota przekonywał nas,
że musiał zmienić adres, bo dostawał telefony z pogróżkami, a szantażyści
znali jego adres. Podejrzewał, że to zemsta za to, że rozbił układ firm
drogowych.

Wiadomości o pogróżkach nie znaleźliśmy w oficjalnych dokumentach. Z ich
lektury wynika zaś, że szefowi ZDM przyświecał inny cel: starał się o
mieszkanie, które mógłby wykupić.

Spełnione oczekiwania

Choć jest człowiekiem dobrze sytuowanym (ma dwa mieszkania w Lublinie),
nowego lokum nie szukał na wolnym rynku, tylko w urzędzie miasta. W tym
czasie i ZDM, i mieszkania nadzorowała wiceprezydent Warszawy Dorota Safjan
(pod koniec zeszłego roku podała się do dymisji).

Dyrektorowi Focie aktywnie pomagał jej podwładny Piotr Woliński, szef
zarządu mienia skarbu państwa w ratuszu: "Niestety, (...) sprzedaż mieszkań
w budynku przy Brazylijskiej oraz w proponowanym Panu uprzednio budynku przy
ul. Bernardyńskiej szybko nie nastąpi" - przyznał szczerze w piśmie z połowy
maja 2003 r. Miał jednak i dobrą wiadomość: "W nawiązaniu do
przeprowadzonych rozmów w sprawie zamiany lokalu mieszkalnego zarząd
informuje, że przejął pustostan przy ul. Traugutta. Jest to lokal, który
spełnia wstępnie Pańskie oczekiwania. Mieszkanie jest wyremontowane,
przygotowane do zasiedlenia. Budynek położony jest w atrakcyjnej części
śródmieścia w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia. Zarząd prowadzi obecnie w
budynku sprzedaż mieszkań".

Czerwcowe dni

W wypowiedziach dla prasy dyrektor Fota twierdzi, że nowe mieszkanie musiał
odnowić. Przeczą temu oficjalne pisma. Według protokołu z końca maja 2003 r.
sporządzonego przed podpisaniem umowy najmu z dyrektorem Fotą wynika, że
mieszkanie przy ul. Traugutta przeszło gruntowny remont - było malowane,
wymieniono w nim urządzenia sanitarne i sieć elektryczną. Czy Fota mógł
remontować przed podpisaniem umowy najmu? Powinny przetrwać dokumenty
świadczące o jego wydatkach, a takich nie ma.

Transakcję ubijano błyskawicznie. 2 czerwca Janusz Fota wynajmuje z żoną
lokal przy ul. Traugutta. Dzień później pisze wniosek o wykup mieszkania. 4
czerwca urząd przysyła mu zawiadomienie o możliwości wykupu. Jeszcze tego
samego dnia Fota potwierdza, że jest zainteresowany wymianą mieszkań.

Mijają kolejne dwa dni i odwiedza go rzeczoznawca. Mieszkanie wycenia na 140
tys. zł. W oficjalnym piśmie podaje zalety: otoczone zielenią, rozkładowe, w
dobrym stanie technicznym, z nowymi oknami, domofonem, kablówką. W lipcu
zeszłego roku Janusz Fota sprowadza się na ul. Traugutta. Mieszkanie kupuje
z 80-proc. upustem, za 25 tys. zł. Do listy lokatorów dopisuje syna.

Mniejsze zło?

Jak pierwszą w tej kadencji tak poważną aferę mieszkaniową komentują władze
stolicy? - Zapewniam, że prezydent Kaczyński zrobił dla dyrektora Foty
wyjątek. Zgodził się na przydział mieszkania w trosce o jego bezpieczeństwo.
Choć nie znaliśmy szczegółów tej transakcji - powiedział nam wczoraj Andrzej
Urbański, wiceprezydent Warszawy, bezpośredni przełożony Janusza Foty.

A co teraz, gdy okoliczności przydziału są jasne? Czy szef ZDM utrzyma się
na stanowisku? Andrzej Urbański: - Fakt wykupu mieszkania przez Janusza Fotę
budzi wątpliwości. Z drugiej strony to twardy człowiek, dał radę układowi
firm drogowych, który monopolizował warszawski rynek. Czasem trzeba wybrać
mniejsze zło.



Nowe życie kamienic zabytkowych
Nowe życie kamienic
Sylwia Szewc, Paweł Buczkowski 30-12-2005 , ostatnia aktualizacja 30-12-2005
22:23

Żeby ratować zabytkowe kamienice na Starym Mieście, urzędnicy będą
przekwaterowywać mieszkających tam ludzi do innych lokali. Jest jednak warunek
- właściciele budynków muszą zadeklarować chęć ich renowacji

Projekt miejskich urzędników zyskał poparcie radnych, którzy w czwartek
wieczorem go zatwierdzili. Nawiązuje on do prawa, które obowiązywało już w
poprzednich latach, ale na początku września zostało anulowane, ponieważ
weszły w życie nowe zasady. Ale nie określały one, co począć z mieszkającymi w
staromiejskich kamienicach ludźmi.

Zdaniem Tomasza Białopiotrowicza, radnego PiR, to poważny problem: - Na
Starym Mieście są budynki w całości zasiedlone i nie ma szans, by
przeprowadzić w nich jakiekolwiek prace remontowe. Gmina musi więc pomóc
właścicielom takich budynków, sami nie dadzą sobie rady z renowacją.

To, że wykwaterowywanie ludzi przynosiło widoczne efekty, pokazuje przykład
kamienicy przy Rynku 10. Po tym jak miasto przeniosło stamtąd osiem rodzin,
właściciel odnowił elewację, a zrujnowany budynek nabrał blasku.

Z uchwały zadowoleni są właściciele staromiejskich kamienic. Witold Matacz
półtora roku temu kupił budynek przy Rynku 16. Mieszkają tam trzy rodziny. -
Udało mi się zrobić jedynie podstawowe prace zabezpieczające na zewnątrz -
wymieniłem rynny i położyłem nowy dach. Nie mogę rozpocząć kompleksowego
remontu, bo co zrobię z lokatorami? Ich wykwaterowanie jest dla mnie jedynym
rozwiązaniem, by rozpocząć prace i ożywić kamienicę- wyjaśnia. Jeszcze nie
wie, czy urządzi tam restaurację, pokoje gościnne, czy biura: - Ale kamienica
musi zarabiać na siebie. Koszty utrzymania są bardzo duże - podkreśla.

Tego optymizmu nie podzielają wszyscy mieszkańcy Starego Miasta. Władysław
Stefan Grzyb, miejski klikon, mieszka tam od 1941 r. - Przyzwyczaiłem się do
tego miejsca, jestem radnym tutejszego osiedla od 40 lat. Boję się, że
właściciel "mojej" kamienicy powie, żebym się wyniósł. A ja nie chcę przenosić
się na starość do innej dzielnicy.

Urzędnicy uspokajają, że nikogo nie wykwaterują na siłę: - Chyba że budynek
będzie w złym stanie technicznym - zastrzega Ewa Lipińska, miejski inspektor
gospodarki mieszkaniowej. - Nie zamierzamy wysiedlić wszystkich mieszkańców
Starego Miasta. Przeprowadzki będziemy robić stopniowo, w zależności od liczby
lokali, jakimi będziemy dysponować. Poza tym mieszkania, które proponujemy w
zamian, mają zazwyczaj lepsze warunki.

Właściciele staromiejskich kamienic, którzy chcą uzyskać pomoc przy
przeniesieniu lokatorów, będą musieli złożyć wnioski do końca marca. Ocenią je
radni z komisji gospodarki komunalnej. Natomiast gdy postanowią zmienić
funkcję swojej kamienicy i przebudować mieszkania na restaurację czy galerię,
zgodę na to będzie musiała dodatkowo wydać komisja budżetowo-ekonomiczna.

By uniknąć konfliktów między właścicielami a lokatorami, radni zasugerowali,
by urzędnicy przedstawiali komisjom opinię lokatorów.

Z jakich innych form pomocy na renowację zabytków mogą skorzystać ich
właściciele?

Mogą uzyskać od miasta dotacje na prace konserwatorskie, restauratorskie i
budowlane. Wnioski o przydział funduszy powinni składać do końca stycznia
roku, w którym dotacja ma być udzielona. Pieniądze będą przydzielane na
podstawie kolejności zgłoszeń aż do wyczerpania funduszy przewidzianych na ten
cel w budżecie. Właściciele zabytków będą też mogli otrzymać dotację poza
kolejnością, ale tylko gdy zgodzi się na to komisja kultury i ochrony
zabytków. Miasto może pokryć połowę kosztów remontu, a w przypadku niektórych
prac nawet 90 proc.
miasta.gazeta.pl/lublin/1,35640,3090988.html

i jeszcze cytat z tego artykułu:

"...Z jakich innych form pomocy na renowację zabytków mogą skorzystać ich
właściciele?
Mogą uzyskać od miasta dotacje na prace konserwatorskie, restauratorskie i
budowlane."

Jest to "pomoc" dla zabytków używanych przez osoby prywatne, a nie pomoc dla
prywatnych kamienic w ogóle. Pomoc dla kamienic z wpisanym do księgi
wieczystej z zapisem o budynku jako wpisanego do rejestru zabytków, który
władza publiczna na podstawie prawa może w każdej chwili dokonać
przewłaszczenia z obecnie "prywatnej własności" na mienie państwowe czy
komunalne (proponuję lekturę ustawy o zabytkach).
Oznacza to że radni Lublina dbają o własne mienie "czasowo używane" przez
osoby prywatne, taka jest prawda.
Miałbym duży szacunek do lubelskich radnych, gdyby takie działania podjęli do
wszystkich kamienic prywatnych, jednak nie znając zapisu uchwały Rady Miasta
Lublina, nie jestem przekonany jak daleko idą zapisy tej uchwały.
Pozdrawiam



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)