Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Alaska - chłodnie, przetwórstwo ryb. Przez pierwszy miesiąc płacą 25$/h, potem na akord, najlepsi wyciągają nawet 70$/h, srednio 40-50$. Przeciętny człowiek wytrzymuje trzy cztery miesiące, potem dopada reumatyzm.

Morze Północne - platformy wiertnicze. Kontrakty na pół roku, około 4000 Euro na rekę za miesiąc. Ponoć 10-20% śmiertelność.

Nevada - praca w kasynie. Przy odrobinie szczęścia (czyli innymi słowy bedąc na miejscu w maju) można załapać się na dwa etaty. Płaca minimalna czyli 5.50$/h, z napiwkami bywa róznie od 50$ do realnie 200$ dziennie (przy odrobinie szczęścia można nawet dostać 1000$ napiwku jednorazowo).

Syberia - budowa rurociągów, ale tam trzeba być specjalistą (spawacz i takie tam). Płaca 4000-5000 Euro miesięcznie na rękę (podwykonawcy Shella). Kontrakty raczej długoterminowe.

Całe USA - usługi wysokościowe (remonty elewacji na wieżach itp), niezbyt ciężka dobrze płatna praca 25-35$ dolarów na h. Na ogół brak związków zawodowych, ale trzeba trafić na miejsce.

Aspen itp. - wykończenia domów. Panele, tynki itp. 25-30$/h (płacą od metra, ale taki wychodzi przelicznik dla nowicjuszy, czyli ludzi robiących to po raz pierwszy)



Dot.: Dzieciaczki Czerwcowo-lipcowo-sierpniowe 2007 I Ich Szczęśliwe Mamy II
  Cytat:
Napisane przez kropka241 (Wiadomość 6030104) mam nadzieje ze mama nie bedzie za bardzo protestowac jesli zaproponuje dorsza na wigilie ewentualnie fladre ale mama mi pewnie powie ze sama jestem fladra:hahaha: :hahaha:
A ja uwielbiam karpia, szczególnie w galarecie. Moja mama specjalnie dla nas robi go co roku, a chętnie by zaprzestała, bo upierdliwa to praca. Ale flądry w twoim wydaniu też chętnie bym spróbowała :p:. A i uwielbiam też halibuty, wiecie jakie to wielkie tłuste ryby :eek:. Naoglądałam się ich na Alasce. Nie mam dobrego skanera, bo pokazałabym wam fotki. Mam zdjęcie z takim 350 funciakiem.



Jak wygląda współpraca naszej "wspaniałej" "uczelni" z programem typu Camp America? Nie chodzi oczywiście o wymianę semestralną ale wyjazd typu Work and Travel. W Poznaniu jest tego pełno. Biura zajmujące się WaT prześcigają się w ofertach, a na UAMie można znaleźć info na temat takich wyjazdów. UKW babra się w Erazmusy i podobnego typu schematy, a o czymś takim jak wyjazd do USA na wakacje nie słyszałem.

W Poznaniu dzięki pomocy kolegi znalazłem jedną z ciekawszych ofert. Biuro przez, które organizuje wyjazd pobiera opłatę 1500 PLN, ale w to wszystko wliczony jest przelot w obie mańki, wiza typu J-1, opłaty lotniskowe i tego typu pierdoły. Wyjaśniam na czym polega event. Dojazd z lotniska (ewentualny przelot do miejsca docelowego) zapewnia pracodawca. Praca polega z reguły na skrobaniu pyrów, jeśli ktoś dobrze włada angielskim, można zahaczyć się jako kelner. Pracodawca wypłaca tygodniówki na tzw. przetrwanie (Polak nie wielbłąd - pić musi ). Wypłata po miesiącu pracy wypłacana jest pod postacią bonów (można je zrealizować w najpopularniejszych sieciach sklepów w Stanach, różnego typu oczywiście, można za nie z tego co się dowiedziałem wypożyczyć samochód i opłacić wahę). Następny miesiąc pobytu w USA to czysta przyjemność płynąca ze zwiedzania.

Znalazłem również ofertę wyjazdu na Alaskę, ale ta nie jest zbytnio opłacalna. Przelot do Anchorage to wydatek rzędu 5000 PLN w obie strony razem z opłatami lotniskowymi. Do tego trzeba doliczyć kałcję za wizę (400 zł bodajże). Sam pobyt o tyle lepszy, że płacą zielonymi i nie ogranicza cię wybrany przez biuro termin powrotu. Ludzie, którzy zdecydowali się na wyjazd na Alaskę zostawali tam 4 miesiące (na tyle przyznawana jest wiza J-1) i zarabiali w sumie ok. 10000 USD. Zarobek opłacalny, ale trzeba mieć sporą kasę na start. Zapomniałem dodać, że praca na Alasce to nie jest łatwy kawałek dolara. Biuro załatwia pracę w dokach przy patroszeniu ryb.

Ponawiam pytanie: jak to wygląda na naszej "uczelni"?



To kwestia indywidualna, jeśli jakiś przedsiębiorca zechce zatrudnić sześciolatka by był maskotką firmy to nie widzę problemów, tyle że wątpię czy mimo dużej kasy sześciolatek zrezygnowałby z opieki rodziców

A Karl Hess podaje jakieś przykłady pracujących dzieci w swojej książce "Kapitalizm dla dzieci"
Siedmioletni Donny Kanz postanowił zostać spawaczem. Produkował i sprzedawał młotki. Przycinał kawałki metalu piłą elektryczną, następnie spawał je i szlifował ostre brzegi. Gotowy produkt malował. Wyrób jednego młotka zajmował mu około piętnastu minut. Młotki sprzedawane były do kompletów narzędzi dla kierowców ciężarówek. Donny pracował w warsztacie spawalniczym swego ojca.

Michael Whiting z Douglas na Alasce, został rybakiem w wieku ośmiu lat. Jego brat, Cory, został rybakiem, kiedy miał jedenaście lat. Michael pracował głównie na łodzi swego ojca, ale też i dla innych rybaków. Układał sieci, czyścił ryby, przekładał je lodem. Latem pracował w pełnym wymiarze godzin. “Musisz nauczyć się obywać niewielką drzemką i nie możesz bać się krwi, brudu i ciężkich ładunków”, powiedział Michael.

Kiedy Carlson Levit z Belveder w Kalifornii miał czternaście lat, odłożył już tysiąc dolarów z pracy przy roznoszeniu gazet. Po przeczytaniu książki o inwestowaniu w akcje, zainteresował się giełdą. Zainwestował swój tysiąc, a czternaście miesięcy później jego inwestycja warta była już osiem tysięcy dolarów. “Inwestowanie wymaga wiele ciężkiej pracy. Muszę badać wszystkie firmy, w które inwestuję”, powiedział Carlson. Kiedy będzie starszy, chce być koszykarzem i bankierem.


Dziewięcioletni Jesse Bartels z Laguna Beach w Kalifornii robił z gliny rączki do szczotek do zębów. Uchwyty zrobione były w kształcie potworków, jakie Jesse widział na filmach albo sam wymyślał. Jego ojciec jest artystą ceramikiem i ma pracownię blisko domu. Jesse sprzedaje swoje wytwory na miejscowym targu rzemieślniczym.

Pracują sobie, i jakoś nie kojarzy mi się to z Chinami

[size=9px][ Dodano: Pią 02 Sty, 2009 12:42 ][/size]
Każdy jest inny jeden 10 latek woli czytać książki, inni grać w piłkę, a inny pracować u boku taty i cieszyć się z tego że robi coś pożytecznego



Mak Sym <maksymkammerer@op.pl> napisał(a):
[color=blue]
> (...)
>
>[color=green]
> > W ramach protestu zainstaluj sobie agregat pr=B1dotw=F3rczy zasilany pi=[/color]
> erdami. Nie[color=green]
> > =B3adna miska a pe=B3na daje je=B6=E6. Nie wiedzia=B3e=B6?
> >=20[/color]
>
> A mo=BFe mia=B3e=B6 ci=EA=BFkie zabawki?
>
> Mak Sym[/color]
Ja nie. Ale ekolodzy amatorzy pewno mięli ciężkie zabawki. nawet wspólnego
stanowiska nie potrafią wypracować. Węglowe elektrownie niedobre bo produkują
toksyczne spaliny. I chociaż z wielu istniejących prawd to jest gówno prawda
to i tak zdania nie zmieniają. Wodne też są do niczego. Niszczą duże tereny.
ginie unikalna roślinność i zwierzęta duże i małe. I jeszcze ryby nie mają
gdzie pływać. Bo chciały by pod prąd a się nie da i w stresie żyją. Wiatrowe
szkodzą ptakom i klimatowi. I jeszcze infradźwięki produkują. Atomowe tez
niedobre. Dlaczego sami nie wiedzą. Ale nie dobre i już. Żeby mogli
protestować społeczeństwo musi wydać kupę kasy na tory żeby mieli się na czym
kłaść, jak by łózek nie było. To zostają tylko słoneczne. Jak na razie nie
realne do wprowadzenia. Ale jak się okaże że można takie opalane słońcem
wprowadzić i użytkować to naruszą delikatną równowagę jaka występuje na
równikowych pustyniach. Bo tam będą stały a nie na Alasce. Cień będą robiły i
jakiś paskudny robal zdechnie. A przy okazji chcieli by niedouczeni ekolodzy
żeby samochody były na prąd. Ja też bym chciał ale do tego w Polsce potrzebny
jest drugi Bełchatów i ze dwie duże elektrownie atomowe, bo zwyczajnie prądu
nie ma. Jak się okaże ze inwestycja pod Zgierzem jest opłacalna i będzie
służyła wszystkim to powstanie. Przy okazji kilkadziesiąt tysięcy ludzi będzie
miało pracę przy budowie elektrowni. Znaczy się pełne miski będą mieli.

--



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)