Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

oj, moich lekarzy to jest trochę za dużo
nigdy nie próbowałam na Karowej wyłudzać recept bez wizyty. jak mi brakuje leków, a nie mam szansy iść do jakiegoś porządnego lekarza to zapisuję się do ginekologa u siebie na osiedlu - na NFZ, więc nie płacę. lekarka bardzo miła, zna moją całą historię i rozumie, że nie mogę dostać się do gin-endo a potrzebuję tabsów, więc zawsze mnie zbada, zrobi cytologię i przepisze z 3 opakowania, chyba że bardzo poproszę bo"sytuacja tragiczna" to dostanę nawet 6. i co najważniejsze - bardzo krótko się czeka na wizytę, czasem nawet na drugi dzień już można przyjść, tydzień to jest max. minusem jest to, że zapisują pacjentki co 10 minut, a z reguły panie w gabinecie siedzą więcej, więc są straszne przesunięcia w czasie. ale lekarka dopóki nie przyjmie wszystkich zapisanych pacjentek nie wychodzi z gabinetu, więc wystarczy mieć ze 3-4 godziny wolne, książkę/pracę domową/robótkę ręczną i spokojnie czekać

a tak poza tym to żyłam do tej pory przez prawie 3 lata między Karową a Madalińskiego - Szpital Ginekologiczno - Położniczy im. Św. Rodziny ul. Madalińskiego 25. Tu czeka się na wizytę miesiąc, dwa, bo lekarka przyjmuje tylko dwa razy w tygodniu i to po 4 godziny, a to jedyny ginekolog - endokrynolog w przychodni. nazywa się Ewa Juchnicka. tu masz o niej kilka słów - http://www.znanylekarz.pl/lekarz-17392-ewa-juchnicka-ginekolog-warszawa.php - jak widzę, nie wszystkie opinie są pozytywne, ja jednak jestem zadowolona, ale tylko dlatego, że to jedna z lepszych i sympatyczniejszych lekarek o tej specjalności na jakie trafiłam.



i zeby nie bylo tak rozowo

Z kraju; 2008-01-22 ["Rzeczpospolita"]

Udziały sprzedane, ale spółki nie będzie

Lecznica św. Zofii nie zostanie przekształcona w spółkę pracowniczą, choć udziały zostały już wykupione. Urzędnicy wycofali się z tego pomysłu i opracowują nową koncepcję zmian własnościowych w miejskich placówkach.

Ostatni rok pokazał, że ekipa prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz nie ma spójnego pomysłu na uzdrowienie warszawskich szpitali.

Jeszcze pół roku temu ówczesny wiceprezydent Jerzy Miller chciał je prywatyzować przez przekształcanie w spółki pracownicze. Zaawansowane były prace w szpitalu św. Zofii przy Żelaznej i w przychodniach w Wawrze. Mówiło się też o prywatyzacji szpitali położniczych przy ul. Inflanckiej i Madalińskiego oraz trzech przychodni na Ursynowie.

Dziś następca Millera, wiceprezydent Jarosław Kochaniak, który sprawy służby zdrowia nadzoruje od kilku tygodni, od prywatyzacji się odżegnuje. - Prywatyzacja w rozumieniu kodeksu spółek nie jest możliwa i nie jest panaceum na dzisiejsze problemy szpitali. W ciągu półtora miesiąca chcę się spotkać ze wszystkimi dyrektorami miejskich placówek służby zdrowia. Po tych rozmowach w drugim kwartale przedstawimy model przekształceń, który pozwoli im wyjść na prostą. Nie przewiduję, aby jakiś szpital został sprzedany prywatnemu inwestorowi - mówi wiceprezydent.

Ponownie królikiem doświadczalnym, na którym urzędnicy chcą wypracować model przekształceń, ma być szpital św. Zofii. To w nim ma być sprawdzana pośrednia forma - między tzw. sprzedażą pod młotek a spółką pracowniczą, której oddaje się majątek za bezcen. O co dokładnie chodzi, wiceprezydent nie chce jeszcze ujawnić. Ale w roli testera lecznica św. Zofii nie czuje się już najlepiej. Powód: ostatnie perypetie z ratuszem. Najpierw dał szpitalowi zielone światło do przekształcania się w spółkę pracowniczą. Koncepcja zyskała aprobatę załogi, jesienią gotowy był już projekt uchwały, który miał być przedstawiony Radzie Warszawy, precyzujący zasady prywatyzacji (budynek byłby wydzierżawiony na 20 lat na preferencyjnych zasadach, w zamian szpital miał przyjmować tyle samo co obecnie pacjentek ubezpieczonych w NFZ). Od stycznia 2008 nowa spółka miała już działać. Nie działa.

Po ostatnich wyborach parlamentarnych ratusz diametralnie zmienił stanowisko. W listopadzie w piśmie z urzędu pracownicy szpitala (którzy kupili już udziały, po 1 tys. zł każdy, oraz wyłożyli 36 tys. zł na rejestrację spółki) przeczytali, że „nie ma podstaw prawnych do utworzenia spółki pracowniczej” oraz że decyzję o jej powołaniu podjęli samowolnie.

- A przecież inicjatywa wyszła od urzędników! Przekonywał nas wiceprezydent Miller. Potem ratusz nawet nalegał, żebyśmy przyspieszyli pracę nad powołaniem spółki - mówi dyrektor szpitala Wojciech Puzyna.

Dziś wiceprezydent Jarosław Kochaniak stanowczo oświadcza: - Na taką spółkę pracowniczą, której oddaje się w dzierżawę majątek miasta, w dodatku bez żadnej wyceny, zgody nie będzie. Ani w tym, ani w żadnym innym przypadku. Analizujemy warianty innych form funkcjonowania szpitala.

Dodaje, że w momencie prywatyzacji obiekt powinien być dostosowany do norm unijnych, a św. Zofia nie jest.

Czy wcześniej, dając zielone światło załodze szpitala, ratusz nie wiedział o unijnych przepisach dotyczących standardów i stanu pomieszczeń?

- Trudno mi to komentować - przyznaje wiceprezydent. A dyrektor Biura Polityki Zdrowotnej Elżbieta Wierzchowska mówi: - Może w ferworze przygotowań do prywatyzacji nikt nie zwrócił uwagi na pewne przepisy.

Na chaotycznej polityce miasta szpital św. Zofii dodatkowo stracił w tym roku 6,2 mln zł dotacji z ratusza. Nie dostał ani grosza dotacji, bo... miał być prywatyzowany. - W grudniu, kiedy uchwalano budżet, wnieśliśmy poprawkę przyznającą pieniądze tej lecznicy, ale radni się nie zgodzili - mówi Wierzchowska.

- Próbujemy wyjść z tej sytuacji i uporządkować najbardziej palące problemy - mówi dziś Jarosław Kochaniak.

Czy jego pomysły na naprawę stołecznej służby zdrowia będą zbawcze, okaże się za rok. Najpierw w św. Zofii.("Rzeczpospolita")

Dotacje miasta

Tyle w 2008 r. dostaną od ratusza szpitale:
przy Inflanckiej 19 mln zł
Praski 18 mln zł
Przy Madalińskiego 14,8 mln zł
Bielański 5,6 mln zł
Grochowski 4,7 mln zł
Na Solcu 3,4 mln zł
Wolski 3,3 mln zł
Czerniakowski 3,2 mln zł

źródło: Urząd Miasta, Biuro Polityki Zdrowotnej



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)