Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Dzien dobry,
----------------------
Ksiaznica Podlaska im. Lukasza Gornickiego
oraz Marta Cywinska-Dziekonska i Marek Waskiel
Serdecznie zapraszaja
na spotkanie poswiecone prezentacji albumu
"PODLASIE. Opowiesci z przydroza"
ktore rozpocznie sie dnia 19 sierpnia 2004 (czwartek) o godzinie 17.00
w Czytelni Czasopism (parter)
w Ksiaznicy Podlaskiej w Bialymstoku
przy ul. ul. Kilinskiego 16
W czasie spotkania zastana zaprezentowane slajdy oraz fragmenty tekstow
zawartych w albumie "PODLASIE. OPOWIESCI Z PRZYDROZA"
PODLASIE. OPOWIESCI Z PRZYDROZA
Jest to album złozony ze 150 autorskich fotografii Marka Waskiela
opatrzonych poetyckim komentarzem Marty Cywińskiej-Dziekonskiej. Wspolpraca
tych dwojga bialostockich artystow zaowocowala niecodzienna publikacja
opisujaca urzekajace, czesto niedostrzegane piekno podlaskiego krajobrazu.
Mgliste poranki, wiosenne rozlewiska Biebrzy i Narwi, kamieniste pagorki
Suwalszczyzny, przydrozne krzyze i kapliczki napotykane w czasie wędrowek po
wojewodztwie podlaskim układaja sie w romantyczna opowiesc o pięknie tej
krainy.
Pozdrawiamy
Jan Leonczuk
Ksiaznica Podlaska im. Łukasza Gornickiego
oraz Marta Cywinska-Dziekonska i Marek Waskiel
Witam!
Gratka dla zainteresowanych kolekcjonerow.
Sprzedam kolekcje ponad 100 kolorowych fotografii krzyzy i kapliczek
przydroznych Podlasia, w tym zabytkowych, drewnianych, o dlugiej historii,
z ciekawymi ornamentami i napisami. Ew. moge tez odsprzedac negatywy z
nimi.
Pozdrowienia
a.
historie niejednej kapliczki
Przglądając kwartalniki Płaja- Almanachu karpackiego odnalazłem numer 32 z
jesieni 2001 roku . A tam przeoczone kiedyś przez mnie a dziś docenione dzięki
poczynionym wycieczkom - dwa artykuły "łemkowskie krzyże przydrożne w dolinach
Bielczy i Górnej Jasiołki" A.Stachowiaka oraz sprawozdanie znanego
odbudowniczego kapliczek z irokezem Szymona Majewskiego. Oba wspominające
właśnie rekonstrukcje pięknych, wyniosłych krzyży kamiennych z Czeremchy i
Lipowca. Dla szanownych dyskutantów z Mazowsza, Podlasia i Lubelszczyzny - te
nazwy niewiele mówią. A wystarczy przecież pojechać w wakacyjną porę do Jaslisk
by jadąc dalej drogą omijającą z kosciół w tym dawnym miasteczku w stronę
granicy Słowacji (dziś szczęśliwie już otwartej) - znaleźć się w rajskich
dolinach Lipowca i kontynuacji w postaci Czeremchy.
A wspomniana rzeczka Bielcza - szaleje w pięknych dolinach zbierając wody
licznych potoków spływających z pasma Kamienia.
Byłem tam już dwukrotnie w tym roku - i marzę o kolejnym spacerze w tamte
przepiękne okolice
Przyklad mlodej pani Humienik, Bialostocczanki ktora swoje
zainteresowania sztuka odkryla hen gdzies w Chicago, wpisuje sie
niejako do mojej tezy, iz Bialostocczyzna (cale Podlasie?), jest
naturalnym zaglebiem ludzi wrazliwych na artyzm czyli nacechowanych
talentem na formy i estetyke. Zdaje sobie z tego sprawe, iz w takiej
materii znalezienie scislych, matematycznie wymiernych danych byloby
trudne ale historycznie, te ziemie sa niezwykle bogate w poklady
drobnych form i architektury i rekodziela tkackiego lub
szydelkowania. Male formy architektury to niegdys tysiace
przepieknych przydroznych kapliczek albo rzezbione deski formujace
dach, okna czy drzwi. Rekodziela tkackie czy szydelkowe to slynne
niegdys na kraj caly kilimy sokolskie czy wyszywane kolorowe chusty
na glowy...
Niestety, sowiecka odmiana zaborczego komunizmu skazala to wszystko
na jak najszybsze zapomnienie.
Ale i tak juz w chedozych latach 60-tych zaczal sie ksztaltowac w
Bialymstoku dosc prezny osrodek artystyczny, powstawaly galerie a za
tym wystawy, aranzacje, dyskusje, ktore z czasem zostaly przekute w
plenery o znaczeniu ogolnopolskim jak chocby w Bialowiezy czy na
Wigrach.
Potem przyszly przemiany ustrojowe, one zas nigdy nie sa laskawe dla
sztuki...
Chetnie bym chcial uwierzyc, ze powrot p. Urszuli to taki spiew
ptaka samym rankiem o brzasku, ktory pierwszy rozbudzi kolonie
innych pieknych ptakow by napelnili doline bogactwem swoich
dzwiecznych treli.
Witaj Radku - oto w przypadku Kazia Mniszcha ,z tego co pamiętam z rodzinnych
opowiści nieżyjącego uczestnika tamtych wydarzeń - zmiana wyznania nie była
konieczna,a ślub unicki pary katolików był w świetle owczesnego prawa ważny.
Ale Radku nie otym dalej - oto w dodatku do sobotniej GW ukazał sie artykuł
o "twoim" Podlasiu
Południowa część Białostocczyzny skąpana jest w niebieskościach. - Jak się
pomodlę pod niebieskim krzyżem, to jakbym bliżej Boga była - mówi pani Zinaida
z Orli
Wyznawcy prawosławia upodobali sobie ten kolor przed wiekami. Niebieskie są
cerkiewki, przydrożne krzyże, cmentarne kapliczki i nagrobki. Niebieski
występuje w najróżniejszych odcieniach. Intensywny, niemal granatowy. Rozmyty z
białym, wpadający w niezapominajkowy. Błękitny. Szafirowy. A czasem wręcz
fioletowy.
Jego zagłębiem w prawosławnej architekturze sakralnej jest trójkąt między
Bielskiem Podlaskim a Hajnówką.
Cerkiewka wynurzająca się zza drzew wygląda jak skrząca się niebieska plama.
Nie ma mocnych - jak się ją zobaczy, od razu chce się podjechać bliżej.
Przygotujmy się więc na częste przystanki, bowiem na Podlasiu takie barwne
plamki (także zielone i brązowe - bo cerkiewki mają i taki kolor) spotkamy co
kilka, kilkanaście kilometrów.
Tropieniem niebieskości zaraziłam się w pięćsetletniej wisi Dubicze Cerkiewne.
W starej części tutejszego cmentarza nagrobki przypominają rajskie drzewa, tyle
że w kształcie koniczynki. Przez 40 lat robił je pan Dymitr Dzida. - To nie
takie trudne - opowiadał nam kiedyś. - Rozmieszać beton, wlać do formy i przez
dzień nie zaglądać. Potem wyjąć, polać wodą, niech stoi, nabiera mocy.
Niebieskie pomniki składają się z cementowych (czasem żelaznych) krzyży-
koniczynek i nagrobnych płyt w kształcie trumien. Każdy krzyż obowiązkowo
przewiązany jest wyciętą z firanki wstążką (białą lub różową) oraz wieńcem ze
sztucznych kwiatów. Zanim pan Dzida zaczął barwić swoje cementowe pomniki, na
cmentarzach spotykało się niebieskie krzyże drewniane.
Skąd błękit? Teolodzy wyjaśniają: - Kolor niebieski symbolizuje niebo.
Pomalować tak cerkiew albo krzyż to jakby sprowadzić niebo na ziemię.
Niebieskie lub błękitne świątynie symbolizują Matkę Boską bądź Michała
Archanioła. Kolor błękitny to również nadzieja i tajemnica bytu.
Pani Zinaida, 83-letnia wdowa z sąsiedniej wsi Orli (pochowała dwóch mężów), ma
swoją teorię: - Niebieski to kolor bardziej święty. Jak będziemy go mieli
więcej dokoła, to może będzie mniej zła na świecie...
Dubiczańska cerkiew jest niemal fioletowa. Drewniana, smukła, z oknami w
białych obramowaniach. Zbudowana została w 1946 r. (w miejsce XVIII-wiecznej,
spalonej podczas wojny) na planie prostokąta z zaznaczeniem trzech podstawowych
części: pritwora (kruchta), nawy głównej i ołtarza. Nad pritworem - wieża-
dzwonnica zwieńczona kopułą, nad pozostałymi częściami - mniejsze kopułki.
Radku - życzę Ci dużo Niebieskości wokół Ciebie i za dotychczasową a i dalszą
dyskusję
A o malowaniu zewnętrznych ścian łemkowski cerkwi też może kiedyś tu napiszę !
ciąg dlaszy wędrówki
Dziękuję Radku za Lutowiską opowieśc. Tak - Pan Hugo Bader obok Pawła
Smoleńskiego to reporterży którzy jak mi się wydaję potrafili w sposób prawie
doskonały /i bardzo wyważony/ opowiadać o powikłanych galicyjskich losach . i
im pewnie zawdzięczam to że właczyłem się w tą dyskusję.
mam nadzieję że ta cytowana przez Ciebie opowieść zachęci Cię do odwiedzenia
Bieszczad - a w okolicach Lutowisk - w Smolniku, Hoszowie, Chmielu,Michniowcu,
A trochę i wyżej - w Bystrem,Rabem,Żołobku - zachowało się cerkiewki ,
przydrożne kamienne kapliczki a i szczątki bojkowskich cmentarzyków. A właśnie
cerkiew w Bystrem jest bliżniaczką cerkwi lutowiekiej.
Ale wracam do mego przewodnika
jadąc z Sieniawy na płd- wsch w stronę Jarosławia mija się bardzo malownicze
tereny, jak chociażby Leżachów z zachowaną drewnianą cerkiewką a i wielką
nowobogocką rezydencją własciciela fabryki krzeseł :),
Tereny o tragicznej historii niesamowicie krwawych braterskich walk, o historii
walk o każdą wieś pomiedzy polską partyzantką, Upa i miejscowych Ukraińców.
Teren całkowicie zniszczonej kultury ludowej Ukraińców dliny dolnego sanu, Z
tego co wiem kompletnie nie opisanej w żrodłach etnograficznych.
Ale może o tym jeszcze kiedy napiszę.
Bo przed nami Jarosław i piękne panorama miasta z ogromną cerkwią /a idąc z
rynku ulicą sobieskjego widać Ją przeopięknie zamykającą perspektywę tej ulicy -
nie mówiąc już o niesamowitej konstrukcji ulicznej pompy - gdzieś z koća Xix
wieku tuż obok bramy cerkiewnej/, Xvii wieczne opactwo w starych murach
obronnych z basztami i bramami srodze obronnymi/coś jak Paczkow na Dln ślasku/,
wyniosłe wieże kościołow i ratusza. A w mieśćie - same perły - bo i cudowny
Rynek, z ratuszem,kosciołem farnym /z pięknym dziedzinćem ozdobinym galierią
rzeż świetych / coś jak u św. Piotra i Pawła w krakowie na grodzkiej/, starą
studnią z kołowrotem , podziemiami udostepnianymi do zwiedzania no i opisywane
kiedyś przeze mnie cerkiew ale i kościół Dominikanów obwarowany murami
obronnymi, kaplicą ze żródłem /pono cudownym/ i Pietą wyrzeżbiną z lipowego
kloca.A i też muzeum miejskie w starej kamienicy kupców włoskich /Orsettich/. A
zapomnialbym o bóznocy żydowskiej - na planie 25 m na 25 m - jednej z większych
w tej częsci Polski - dziś chyba Biblioteka miejska, pozostałosciach obronnych
murów miejskich .
A potem Radku głowną drogą trzeba by ruszyc prosto na Przemyśl mięzynarodową
trasą .
Będę wdzięczny Ci za opis preferowanych przez Ciebie tras podlaskich. Własnie
ukompletowałem z Wyborczej całkim zgrabny atlas samochodowy - będzie mi pomocny
w śledzeniu Twoich propozycji.
Pozdrawiam Serdecznie jeszcze raz dziękując za posty :)))
Maszeruje z Chrystuem
Marcin Jakimowicz/04.03.2008 10:49
Nastaw budzik na 16.01
Idzie od czternastu miesięcy...
W Wenezueli na drogę wypadła mu puma, w Rosji został brutalnie
napadnięty. Właśnie maszeruje przez Polskę. Zachodzi po drodze do
wszystkich kościołów i prosi: Módlcie się o jedność chrześcijan.
Wariat?
Szalony pomysł. Wyjeżdżamy w ciemno, by złapać faceta, którego nigdy
nie widzieliśmy. Wiemy tylko, że idzie pieszo przez świat i powinien
maszerować w okolicach Ożarowa. Nie nosi przy sobie komórki. Mamy
jeden pewnik: młody Australijczyk Samuel Clear był kilka dni temu w
Białej Podlaskiej i właśnie idzie na zachód. W kierunku Santiago de
Compostela. Po półtorej godziny jeżdżenia po okolicach Lublina
prawie dajemy za wygraną. Nagle. Jeeeest! Poboczem drogi żwawo
maszeruje młody facet w czerwonej kurtce.
Sam Clear ruszył w świat w grudniu 2006 roku. Młody Australijczyk
właśnie maszeruje przez południową Polskę, fot. Józef Wolny
Sam na sam
Plecak osłonięty zielonym brezentem. Solidne buty zdarte niemal na
łyso. Samuel Clear wyszedł z Australii 14 miesięcy temu. 29-letni
inżynier idzie pieszo przez świat, modląc się o jedność chrześcijan.
Codziennie maszeruje kilkadziesiąt kilometrów. Schudł już ponad 10
kilo. Po drodze się modli. Lubi odmawiać Różaniec. Śpiewa też pod
nosem pieśni wielbienia i piosenki U2, jego ulubionej kapeli. – Jak
tu się nie modlić, gdy co chwila mijasz przydrożne kapliczki? –
szeroko się uśmiecha. Jego oczy błyszczą. Są jasne i czyste jak jego
nazwisko.
Pochodzi z Tasmanii. Jego ojciec jest farmerem. Ma 3000 owiec i 350
krów. Samuel jest katolikiem, działa od lat w australijskim
młodzieżowym ruchu misyjnym. Przed trzema laty wpadł na szalony
pomysł. Pójdzie pieszo przez świat, 29 tysięcy kilometrów. Będzie
zachodził do kościołów różnych wyznań i prosił o modlitwę w intencji
jedności chrześcijan. Do wyprawy przygotowywał się rok. Starannie
opracował trasę (można ją prześledzić na jego stronie:
www.ymt.com.au/walk4one), biegał, sporo pływał. W końcu ruszył.
– W piątek odprawiałem Mszę świętą – opowiada ks. Bogumił Łempkowski
z Białej Podlaskiej. – Zauważyłem, że do kościoła wszedł wysoki
człowiek w czerwonej kurtce. Rzucił mi się w oczy. Uśmiechnąłem się
do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Po Mszy podszedł do mnie i po
angielsku powiedział: jestem pielgrzymem z Australii. Pokazał mi
pismo od swojego biskupa i poprosił: pomódl się o jedność
chrześcijan. Zaprosiłem go na plebanię. Zaczęliśmy gadać. Zachwycił
mnie swą opowieścią. – Spotykasz tysiące ludzi, nosisz z sobą jakieś
pamiątki? – spytałem. – Tak, jedną – uśmiechnął się. I pokazał mi
małego dinozaura, który na szyi ma zawieszony różaniec. Dostał go od
malutkiego chłopczyka w Panamie. Nocował w jego domu: u bardzo
ubogiej rodziny, która przyjęła go z ogromną serdecznością. –
Dinozaur będzie cię pilnował po drodze – zawołał chłopczyk.
– Dałem Samowi koszulkę z napisem "Wypłyń na głębię” – opowiada ks.
Bogumił. – Bardzo do ciebie pasuje – powiedziałem mu na drogę. –
Podziękował i ruszył dalej. I tyle go widziałem. Od kilku dni
opowiadam o nim na lekcjach religii. I coraz częściej modlę się o
jedność chrześcijan.
Złamany kij i pożeracz śniegu
Ten dyndający na plecaku pluszowy dinozaur widział już niejedno.
Przed tygodniem szedł po zmrożonych szerokich drogach Białorusi,
przed miesiącem podróżował po Rosji. – Byłem na drodze sam, gdy
nagle podeszło do mnie dwóch pijanych facetów. Śmierdzieli wódką.
Złapali mnie za fraki i zaczęli szarpać. Złamali nawet kijek
trekkingowy. Cudem wyrwałem się i zdążyłem uciec – opowiada Sam. – W
Wenezueli na drogę wyskoczyła z krzaków puma. Stanęła naprzeciw mnie
i wyszczerzyła zęby. Zamarłem, w momencie oblał mnie zimny
pot. "Uciekaj” – zdążyłem krzyknąć, a ona… posłusznie zawróciła.
Na Kostaryce drogę Samuelowi zastąpiło kilku facetów z nożami.
Przystawili mu kosę do brzucha i wyrwali plecak. I nagle nie wiadomo
skąd na drodze pojawiły się cztery radiowozy policyjne i dwa
motocykle. Sam odzyskał plecak. Inny przypadek niespodziewanej
interwencji? Na zachodzie Stanów Zjednoczonych zmordowany Sam brnął
przez wysokie śniegi. Miał do przejścia jeszcze 150 kilometrów.
Wokół dzicz, ani jednego człowieka. Głęboki śnieg i trzaskający
mróz. Samuel zaczął się gorąco modlić. Kładł się spać w swym małym
namiocie, a w jego głowie kołatała jedna myśl: Trust! Zaufaj. W nocy
zaczął dąć ciepły, suchy i porywisty wiatr. Miejscowi Indianie
nazywają go "Chinook”, czyli… pożeracz śniegu. Temperatura wzrosła o
kilkanaście stopni Celsjusza, a śnieg stopniał. Sam ruszył przed
siebie.
16.01
– Panie, a może jest jakaś konkretna godzina, o której mam się
modlić? – pytał Sam w czasie Różańca. I wtedy w jego głowie pojawiła
się natarczywa myśl: 16.01. – Boże, przecież to głupie. Dlaczego
właśnie minuta po czwartej? – pytał chłopak, ale na wszelki wypadek
właśnie o tej godzinie zaczął się modlić. Po kilku dniach stuknął
się w czoło. Przecież 4.01 to w angielskim four one, co do złudzenia
przypomina słowa: for one, czyli dla jedności.
Samuel wraca do Australii latem, by zdążyć na Światowe Dni
Młodzieży. Wcześniej w Rzymie chce spotkać się z kard. Walterem
Kasperem, a jeśli się uda, to i z samym Papieżem. A po powrocie do
Tasmanii? Napisze książkę i będzie bardzo, bardzo długo spał. Ale
jeszcze troszeczkę poczeka. Maszeruje właśnie po szosach Małopolski.
Do hiszpańskiego sanktuarium zdąży zmówić jeszcze tysiące Różańców.
I zedrzeć swoje buty na łyso.