Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Moim zdaniem teoria Svensmarka jest bardzo ryzykowną tezą ponieważ wątpię aby promieniowanie kosmiczne miało aż taki wpływ na powstawanie chmur, że powodowałoby to zmiany klimatyczne. Moim zdaniem dużo większą rolę w tym procesie ma promieniowanie słoneczne. Nie oznacza to jednak, że podczas maximum cyklu słonecznego jest najzimniej, ale wzmożona ilość promieniowania powoduję wzrost temperatury. Uważam że słońce ma mniejszy wpływ na klimat od działalności człowieka. Stała słoneczna w niewielkim stopniu zwiększa i zmniejsza się w czasie cyklu słonecznego. Więc jeśli chcielibyśmy postawić tezę, że to słońce ma największy wpływ na temperaturę atmosfery, to oznaczałoby że podczas epoki lodowcowej nie byłoby plam słonecznych i słońce obniżyłoby znacznie swoją temperaturę. Podczas największych ociepleń słońce przez cały czas byłoby oblegane przez plamy o wiele bardziej niż podczas obecnych maximów. (jeśli uznać wypowiedzi niektórych naukowców, że w średniowieczu było dużo cieplej niż obecnie).
Nie można podważyć wzrostu ilości CO2 w atmosferze. Na pewno wzrost ten nie jest spowodowany tylko naturalnie, ale może być potęgowany przez człowieka.
Nie można wykluczyć tego, że wychodzenie z małej epoki lodowcowej jest naturalne i my bierzemy to za ocieplenie klimatu. Może też być tak, że to przez przyczyny antropogeniczne skończył się ten okres ochłodzenia.
(...)Od tamtej pory, czyli 1-2 miliardy lat temu, nie ma niespodziewanych skoków w ewolucji, wszystko wynika z poprzedniego, przyczyna ma swój skutek. Wtedy, mogliby Pradawni wpłynąć na losy tworzących się ras, ale w wynikałoby w tego, że już ponad miliard lat temu Pradawni byli straaaaaaasznie zaawansowani technologicznie, wtedy, dla czego siksowate rasy, w rodzaju Wraith, dały radę Pradawnym?
Powoływanie się w ten sposób na teorię ewolucji jest błędne. Zauwazcie, że np. na akademii medycznej wpaja się studentom teorię ewolucji i genetykę, które wzajemnie się wykluczają. Teoria ewolucji to nic więcej jak marzenie Darwina o sławie. Natomiast genetyka to nauka jak najbardziej udana. Oto dlaczego: Darwin twierdził, że wszystkie formy życia samorzutnie przystosowywały się do zmian tworząc udoskonalonych potomków. Nie rozumiem tylko dlaczego do tej pory natura popełniła tak niewiele pomyłek, bo z genetyki wynika, że wszelkie zmiany zachodzą losowo i nie ma na nie zbyt wielkiego wpływu środowisko. Tym bardziej, że gdyby założyć, że człowiek miałby się nagle zmienić na czas trwania epoki lodowcowej, to niezwykle małe prawdopodobieństwo zajścia zmian i utrzymania nowej rasy przy życiu w nowych warunkach wybiłoby nas do nogi. Wchodzi tu pojęcie mutacji, lecz prawdopodobieństwo zajścia mutacji jest niewielkie a co tu mówić o przekazaniu zmutowanego genu dalej. Mało tego, musiałby się znaleźć drugi osobnik, albo i lepiej kilku w pobliżu o stosunkowo równym rozkładzie płci, którzy byliby JEDNAKOWO zmutowani. Teoria Darwina to wierutna bzdura. Trzyma się ona kupy do momentu gdy życie wychodzi z wody, bo tam zmiany zachodziły rzeczywiście bardzo wolno, całe miliardy lat, lecz rozwój życia lądowego jest podejrzanie szybki. Wg mnie manipulacje z zewnątrz byłyby konieczne. Weźmy na tpetę ogromne zwierzęta. Pierwsze były dinozaury - wyginęły z niewyjaśnionych przyczyn. Wyginęły też ogromne ptaki i ssaki żyjące po zlodowaceniu. Często były to gatunki, które były na szczycie łancucha pokarmowego, nic im nie mogło zagrozić. Ostatnie Megassaki wyginęły kilkanaście tysięcy lat temu. Na ich miejsce od razu weszły nowe, mniejsze i prawie niczym oprócz rozmiarów nie różniace się ssaki współczesne. I wg ciebie nie ma skoków ewolucyjnych? Skoro ewolucja jest tak uznawana i działa tak dobrze, to dlaczego nie widzimy jej działania na własne oczy, dziś w końcówce epoki lodowcowej, gdzie niedługo dojdzie do tego, żę potrzebne nam będą płetwy i gdzie będzie ewolucja pytam? A no właśnie, koniec epoki lodowcowej. Wg Majów bogowie mają przybyć w grudniu 2012 i uważam, że jest to okres w sam raz, bo nowy klimat wymaga zmian;)
" />
">I tu głupoty mówisz, efekt cieplarniany jest udowodnionym naukowo zjawiskiem,
same zjawisko jest faktycznie udowodnione naukowo- istnienie atmosfery podwyższa temperature planety, gdyż gazy zapobiegają ucieczce ciepla, natomiast gadanie o znacznym wpływie człowieka na wzrost temperatury to chyba tylko teoria, co prawda mocno lobbowana przez zielonych i unijnych polityków ale tylko teoria.
Bo czy my się przypadkiem nie przeceniamy twierdząc że swą działalnością rozregulowaliśmy olbrzymi mechanizm mający 5 mld lat? To tak jakby mrówka zderzyła się z samochodem a potem twierdziła że była przyczyną wypadku.
Ociepleń klimatu na przestrzeni tysięcy lat mieliśmy wiele nie mówiąc już o milionach lat. 10 tysięcy lat temu powstało morze czarne i sahara, gdy skończyła się epoka lodowcowa. Tysiąc lat temu wikingowie uprawiali zboże na grenlandii i docierali do nowej funlandii od północy nie natykając się na lód,a w polsce mieszko uprawiał melony i tropikalne sorgo. 500 lat później klimat się ochładza - wymierają ostatni mieszkańcy grenlandii, zima trwa pół roku a bałtyk pokrywa 2 metrowa warstwa lodu. Mała epoka lodowcowa kończy się w 1850 roku, akurat na początku rewolucji przemysłowej.
Od tej pory klimat się ociepla, tak jak wiele razy w historii, ale megalomański człowiek ubzdurał sobie że jest odpowiedzialny za ten złożony proces i musi zatrzymać ocieplenie, gdyż jest ono "złe" Niezauważył tylko że ociepleń bez udziału człowieka było wiele i nasze działania mogły co najwyżej lekko wzmocnić ten proces.
Uznał też ze powstrzyma zmiany klimatyczne planety obniżając o kilka procent emisje CO2, jakby to miało coś zmienić.
No, tutaj znów mamy przykład, że ile głów, tyle pomysłów. Oto kolejny art. "tłumaczący" ich zagładę:
Zagadka wymarcia mamutów
Mamuty mogły paść ofiarą wirusów przenoszonych przez ludzi. Dotychczas uważano, że te wielkie ssaki wyginęły na skutek zmian klimatycznych i polowań.
Wymarcie mamutów i wielu innych zwierząt epoki lodowcowej, takich jak olbrzymie leniwce ziemne, tygrysy szablozębne czy amerykańskie wielbłądy, stanowi naukową zagadkę. Jedna z najnowszych hipotez jest teoria Rossa MacPhee z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej.
W okresie 11–20 tys. lat temu, kiedy lodowiec zaczynał się cofać, wiele dużych zwierząt zniknęło z terenów północnej Eurazji, Australii, Madagaskaru i obu Ameryk. W porównaniu chociażby z wielkim wymieraniem dinozaurów, mającym miejsce 65 mln lat temu, wymieranie plejstoceńskie było stosunkowo małe i wybiórcze. Gady, organizmy morskie i większość małych ssaków przetrwała. Co więcej, wymieranie było gwałtowne i szybkie w północnej Ameryce, a powolne i znacznie łagodniejsze w Afryce i południowej Eurazji.
Istnieje jednak jedna cecha wspólna wymierania plejstoceńskiego, która dotyczy wszystkich kontynentów – zbiega się ono geograficznie i chronologicznie z ekspansją człowieka. Ludzie, którzy migrowali z Azji poprzez Cieśninę Beringa ponad 11 tys. lat temu, byli doskonałymi myśliwymi. Pierwsi Amerykanie, posuwając się na południe, wywoływali lokalne wymierania wzdłuż trasy swej wędrówki. Naukowcy stworzyli więc teorię, znaną pod nazwą „overkill” (zagłada) lub „wojna błyskawiczna” (Bliztkrieg), według której człowiek doprowadził do wyginięcia wielu gatunków poprzez intensywne polowania. Dodatkową przyczyną wymierania plejstoceńskiego były zmiany klimatyczne. Wraz z wycofywaniem się lądolodu zwiększały się bowiem sezonowe wahania klimatu i różnice temperatur połączone z ekstremalnymi suszami osłabiającymi wegetację. Wszystko to miało przyczynić się do wyginięcia dużych, roślinożernych zwierząt.
Ross MacPhee dowodzi tymczasem, że wymieranie zwierząt Nowego Świata mogło być spowodowane wirusem przyniesionym przez migrujących ludzi lub udomowione przez nich zwierzęta. Wirus ten miałby przekroczyć barierę międzygatunkową. Teoria ta została sformułowana w 1997 r., a dowodów na jej potwierdzenie zaczęto szukać w roku 1998 na wyspie Wrangla położonej na Morzu Czukockim. Mamuty żyły tam jeszcze 4 tys. lat temu, 6 tys. lat dłużej niż na kontynencie.
Analizy DNA zebranych materiałów wykazały, że wśród fragmentów genów mamutów istnieją ślady wirusowego DNA, zwanego endogenicznym retrowirusem. Są to pozostałości wirusów, które włączyły się na pewnym etapie ewolucji w DNA nosiciela. Nie są to jednak chorobotwórcze organizmy, jakie miał nadzieję odkryć MacPhee. Uczony twierdzi jednak, że czynniki epidemiologiczne były dotąd lekceważone jako możliwa przyczyna masowych wymierań.
Naukowcy zamierzają kontynuować badania skamielin, poszukując w zachowanych próbkach antyciał znanych współcześnie grup wirusów chorobotwórczych.
(PAP)