Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

Na kamieniach? Hmm.. nie wiem:) Od niedawna wędkuje na Łące i nie orientuje się w nazewnictwie;) W Porębie skręcam przy dyskotece i jadę cały czas prosto aż mijając po lewej dwa ośrodki (łódki, kajaki) dojeżdżam nad samą wodę:) No i wzdłuż brzegu co kilkadziesiąt metrów są przyjemne stanowiska:) Choć jak popada to dość bagniście się robi:) Planowałem się wybrać w tym tygodniu ale jak na razie pogoda trochę pokrzyżowała plany:) Jeśli chodzi o przynęty to przede wszystkim makaron+biały. Na czerwonego slabo bardzo.
Jak tylko przestanie padać to może krótki wypad w okolicy mostku na pszczynce:)
Jeśli ktoś zna jakieś inne ciekawe miejsca, najlepiej takie gdzie można się z przyczepą wygodnie rozstawić to chętnie poczytam:)
posiadam ponton firmy IVORY model navigator 290 ( do znalezienia na allegro koszt 1000 zł) i łowi mi się z niego wygodnie na siedząco na spławik jak i spinning( wiadomo nie to co łódka, ale za to można przetransportować na łowisko bez samochodu i przyczepki ), waży około 23 kg w tym mniej więcej połowa ponton, a połowa osprzęt tj. wiosła, 2 ławeczki i 3 deseczki na podłogę, łowiłem i sam i w 2 osoby i muszę powiedzieć że nawet we dwóch się łowi dobrze. Ponton jest stabilny, dobrze wykonany, starannie. Pływałem po trzcinach bez uszczerbku dla pontonu. Osobiście jak idę sam nad wodę to nie zabieram podłogi i drugiej ławeczki ( ze względu na ciężar ). A co do samej podłogi to przydało by się więcej deseczek ale to nie problem dorobić ( już mam plan
). Ogólnie dla kogoś bez samochodu a chcącego połowić ze środka pływającego to szczerze polecam
w razie pytań śmiało 
plan jest taki żeby zrobić łódz do końca marca!
,innych nie mam:), dorobiłem się silnika el więc wożenie w aucie łódki i silnika + aku i klamotów wędkarskich nie bardzo mi się uśmiecha ,dlatego powstała idea łódki pozostawionej na jeziorze , tylko musi być w wykonaniu jeszcze brzydsza od tej żeby jej nikt nie zakosił:), jak będę coś robił to zamieszczę fotki na forum . pozdrawiam r.k
A nie lepiej pokusic sie o przyczepke- wprawe w kombinowaniu juz masz
serdecznie pozdrawiam Pawel
1. Zastava 1100p Mediteran (3d.) (55KM)
2. Tipo 1.4
3. Punto I 1.2
4. Punto II 1.2 + 126p (prądnica)
5. Seicento 1.1 Suite (klima)
6. Bravo 1.6GT (103KM) [obecnie jeździ mój Tato]
7. qpeja
W planach (równolegle z qpeją):
Gaz, Uaz lub Aro + mała przyczepka do łódki wędkarskiej
Ps. Jak widac od lat wierni Turynowi (zastava była na licencji F128)
Dodam swoje doświadczenie:
Jeżdżę z przyczepą 1 i 2 i 3 osiową.
Jednoosiówka to własny kemping (1000 kg, 450cm)
Dwuosiówka to towarowa (1500 kg, 600 cm + dyszel)
Trzyosiowa to podłodziowa (5000 kg, 1200 cm - z łódką) ale to poza konkursem. Zdarzyło mi sie parę razy na zlecenie. Sam nie posiadam takich pływających wynalazków. Po prostu przewoziłem ja kilka razy i tyle.
Do rzeczy.
Dwuosiowa, ta którą jeżdże można spokojnie porównac do kempingowej z powodu długości i masy, choć nie jest tak szeroka. Nie ma takich oporów powietrza, ale opory są zawsze, niezależnie od liczby osi.
Jestem zwolennikiem podwójnej osi ponieważ:
Cytat:
Jazda z przyczepą dwuosiową wydaje mi się:
1. stabilniejsza podczas jazdy i postoju
2. mniejsze naciski na hak
3. lepsze hamowanie/przyczepność, bo większa powierzchnia 4 opon
4. bezpieczniejsza, przy złapaniu kapcia, jak się to zauważy w porę.
5. trudniej się zapada w bagno
6. może nawet tańsze opony, bo nie muszą być tak wytrzymałe jak ciężarowe.
7. lepsza do jazdy terenowej, mniej reaguje na dołki.
Czyli zgadzam sie z AdamKwiatek.
Mam w plenie, choc to tylko plany, kupić dwuosiówkę. I nie chodzi o rozmiar. Dwuosiówki nie musza być o wiele wieksze. Taka 550cm byłaby super.
Nie zgadzam sie też z teorią, że do manewrowania musi być większe auto - to kwestia umiejetności i wprawy jazdy samochodem, choć z pewnością większy holownik ułatwia sprawę.
Nie jestem na pewno ekspertem, ale jakby ktos mnie nazwał karawaningowcem byłbym zaszczycony
Ahoj żeglarze, jako nowy może naświetle mój staż żeglarski.
Żeglarstwem zaraziłem się gdzieś w latach 60- tych gzie na obozie zdobyłem patent żeglarza. Następnie była długa długa przerwa Końcem lat 70-tych będąc na Mazurach już byłem właścicielem przepięknego pontonu z Grudziądza
Oczywiście gdzie ja i pagaj wyrwałem z namiotu prześcieradło ooooooooooooo jak fajowsko sie płynęło oczywiście z wiatrem tak fajnie że póżniej wracałem pół dnia.
Drugim moim pływadełkiem był kochanieńki Bez 2 całe lata 80 był w moim uzytkowaniu.
Wreszcie przyszły lata 90-te i jak to mówią wmiare jedzenia apetyt rośnie Kupiłem plany od Tomka Siwika i zaczęłą sie moja przygoda stoczniowca.
O rany całe trzy lata siedziałem przy mojej wymarzonej czyli Tes 660. Sami wiecie był to okres gdzie materiały zdobywało sie z wielkim trudem, nie mówiąc już o nie przespanych nocach i rękach które miałem wyklajstrowane albo żywicą albo prze różnymi badziewiami.
Wreszcie jest! nadeszła chwila wodowania sprawdzian tech niczny odbył sie na Oravskiej Pierechradzie huraaaaaaaaaaa ! udało sie pływa.
No i pierwsze wakacje na łódce oczywiście w zaprzyjażnionej przystani Pelagia jak wiem to również port Tadeusza. Wakacje były cudowne a najważniejsze że udała sie pogoda.
Wtym momencie mam pytanie do Tadeusza tam w pelagi już od dłuższego czasu stoią przyczepą Gosia i Leszek Kamieńscy on zwany Motylem to są już starsi ludzie może ich znasz ? Bo od dłuższego czasu nie mam znimi kontaktu
CD wyprawy...
Rankiem, kiedy wszyscy jeszcze spali pojechaliśmy z Michałem rowerami rozpoznać okolicę, okazało się, że mamy jakiś kilometr do sklepiku ze wszystkim co potrzebne, nawet wędzony węgorz był. A dalej to już w zasadzie był koniec świata, zupełny czubek cypla w Vente, gdzie jest niskie, długie molo i wybudowana z pozostałości krzyżackiego zamku latarenka morska oraz stacja ornitologiczna. Otaczało nas z jednej strony ujście Niemna, z drugiej Zatoka Kurońska, jest nawet wieża widokowa, gdzie można spojrzeć na drugą stronę Zalewu i przez lornetkę obejrzeć zabudowania Nidy.
Na kempingu trochę przeleniuchowaliśmy, ale tradycyjnie w planie były dwie wycieczki.
Pierwsza do Kłajpedy i dalej promem na Mierzeję, do Nidy, druga, spontaniczna, wynikła z tej pierwszej - na cały dzień na plażę i na zachód słońca do Połągi.
Była jeszcze trzecia wycieczka, po Żuławach Niemeńskich, do Minii, zwanej litewska Wenecją,
Silute ( Szyłokarczmy ), Rusne ( Ruś ), przy samej granicy z Obwodem Kaliningradzkim oraz na poldery i do muzeum starej stacji pomp i latarni morskiej, która kiedyś oznaczała wejście z Zatoki Kurońskiej na deltę Niemna a dziś, po osuszeniu części zatoki stoi pięknie przy jednej z odnóg rzeki.
Wycieczka pierwsza zaczęła się padającym deszczykiem i tak dojechaliśmy do Kłajpedy. Po wypiciu kawki obeszliśmy ładną starówkę a w informacji turystycznej dostaliśmy nawet mapki Kłajpedy i to w dodatku PO POLSKU, miłe...
Miasto jest portowe. Las dżwigów, statki, góry kontenerów na nabrzeżach, ale także piękne stare miasto, uniwersytet, markowe sklepy. I NAJLEPIEJ OGLĄDAĆ JE WIECZOREM, wszystko pięknie oświetlone, czyściutko, bezpiecznie.
No ale my musimy na PROM, zatem jedziemy, płacimy po 48 zeta za auto + 4 osoby w środku, ale to już jest w obie strony i wreszcie, po 30 minutach czekania JEST.
Wjeżdżamy, można wyjść, ruch na zatoce duży, ale prom dziarsko płynie do przodu i po jakichś 20 minutach przybijamy do brzegu. Jesteśmy na Mierzeji Kurońskiej, która prawie w całości jest parkiem narodowym.
W prawo do delfinarium, w lewo 50 km do Nidy. Wybieramy Nidę i po zapłaceniu 10 zeta za wjazd do parku odpalamy.
I takie spostrzeżenie, Mierzeja Kurońska zaczyna sie niedaleko za Kaliningradem czyli można by normalnie do Nidy i Połągi jeżdzić z Braniewa i Elbląga na weekendy ale po co otwierać granice jak można je zamknąć, postawić straże, zbudować zasieki i garnizony, ot rosyjskie myślenie...
Sama Mierzeja jest znacznie szersza ( 3- 4 km) i dłuższa od naszej helskiej kosy, WSZYSTKIE miejscowości są od strony zatoki, od morza, chyba ze względu na sztormy nie ma żadnych zabudowań. Za to mają tam WIELKIE WYDMY, ale co dziwne, też od strony zatoki, na jedną z nich prowadzi ścieżka widokowa, z góry widok przepiękny, bo rzecz jasna wdrapaliśmy sie tam całą paką.
Po drodze, na szosie spotkaliśmy idącą spokojnie rodzinkę dzików !
Po obiadku w Juodkrante ( zepeliny, cóżby innego ) dojechaliśmy do Nidy, ładnego miasteczka i przejścia granicznego z Rosją ( WIZY = BEZNADZIEJA ). Tam, zrobiliśmy bazę w porcie jachtowym i jedni oglądali łódki, drudzy chodzili po sklepach, reszta siedziała w knajpce na falochronie i napawała się widokiem, blinami, kawką a nawet dawno nie jedzoną pizzą.
Zlustrowaliśmy też jedyny kemping na Mierzeji, właśnie w Nidzie.
Podczas planowania wyprawy chodził mi po głowie pomysł aby właśnie w Nidzie zrobić bazę drugiego etapu podróży, trochę wystraszyły mnie ceny ale okazało się, że był w tym palec boży. Kemping w Nidzie to po prostu kołchoz, stoi się jeden na drugim, zero widoku, do morza i zatoki daleko, co z tego, że toalety i duże i czyste, grilla nie zrobisz, na gitarze nie pograsz, czyli lipa. A po drugie i chyba najważniejsze, nie wyobrażam sobie WJAZDU I ZJAZDU z PROMU zestawem z długą przyczepą, bo nawet samym, wprawdzie dość niskim autem miałem problemy, a z przyczepą, no to chyba bym powyrywał podpory...
Na zakończenie wycieczki poszliśmy nad morze i jego magnes spowodował, że wiadomo było iż następna wycieczka będzie po prostu wyprawą na plażę.
Już po nocy wróciliśmy z lekkim strachem czy zdążymy na ostatni prom, ale sie udało, widoki na oświetlony port niezapomniane....
CDN...
Jutro chyba już ostatni odcinek, bo pewnie trochę wszystkich zanudziłem.
Jacek.