Projekt badawczy Polska-Namibia 2010

tutaj masz wzór przemówienia na temat pożegnania absolwentów szkoły:

Drodzy koledzy, koleżanki!
W tym roku kończycie pewien bardzo ważny etap w swoim życiu, gdyż niemal równocześnie z ukończeniem liceum wkraczacie w dorosłe życie...
Każdy z nas rozpoczynając naukę w tej szkole miał swoje cele, marzenia, które w ciągu tych trzech lat pragnął zrealizować. Dla wielu było to na pewno poznanie nowych ciekawych osób, ale przede wszystkim poprzez odpowiednie wykształcenie, zapewnienie sobie doskonałej przyszłości. Z pewnością było to bardzo trudne. Wymagało wielu poświęceń i pracy, ale to właśnie wy jesteście tymi, którym się to udało.
Wśród was nie ma osoby, która w żaden sposób nie wpłynęłaby na dzisiejszy kształt tej szkoły. Wielu pewnie się zastanawia, jak to będzie, gdy każdym pójdzie swoją drogą, jak się ułoży wasze życie i czy te lata będziecie wspominali tylko jako mało znaczący etap w swoim życiu, czy raczej jako jeden z piękniejszych okresów, w którym spełniły się wasze marzenia. Mam nadzieję, że nie będziecie uważali lat spędzonych w tej szkole za stracone, lecz wręcz przeciwnie.
To wy mieliście wpływ na to, jak teraz ta szkoła wygląda, szczególnie na panującą w niej atmosferę. Każdemu z was życzę licznych sukcesów w dalszym życiu i jestem pewna, że każdy z was pozostawił tu cząstkę siebie, której ślad pozostanie na zawsze.



Dyrektorka analfabetka
Wierzę Portalowi Toksyczna Szkoła!
Tylko komunistyczna klika mogła wystawić na dyrektora taką abnalfabetkę jak
Węgłowska. Żal było słuchać jej dukania i gubienia myśli podczas oficjalnych
przemówień. Dyrektorka nie potrafiła pożegnać uczniów kończących szkołę.



Nie wiem czy tak rano wypada,ale dobra teraz ja.
Był koniec roku szkolnego-liceum 3 klasa,kolega miał 17 urodziny i
zaprosił sporą gromadkę do siebie na chatę.
Piliśmy jakąś wódkę cytrynową plus wina nieznanych marek.
Jazda była ostra,my raczej nie zaprawieni w piciu.

Następnego dnia nasza klasa prowadziła bardzo podniosłą uroczystość
w pięknej sali widowiskowej,pożegnania 4 klas-
przemówienia,występ,śpiewy.
Większość z nas zielona jeszcze,ja miałam najlepiej,bo szłam na
pierwszy ogień cos tam deklamowałam potem długie przemowy i dopiero
reszta klasy.
Co się działo za kulisami,paw słał się gęsto,rzyg za kotarą również.
Dziewczyny w białych bluzkach,chłopaki tyż wszyscy na galowo i
odświętnie,a tu taka wtopa.

Moja mama uwierzyła,że zaszkodził mi tort,ale dziwnie mi się
przyglądała jak z prasowałam sobie strój na galę hehe.

Moje trochę lajtowe nie sądzicie w porównaniu z innymi mrożącymi
krew w żyłach opowieściami?



Przemówienie to „podstępna” forma wypowiedzi pisemnej, bo - jak sama nazwa wskazuje - przeznaczone jest do wygłoszenia. Temat, treść, adresat, cel przemówienia zależy od okoliczności, w jakich się je wygłasza. Dlatego bardzo trudno jest podać wskazówki szczegółowe. Przemówienie powinno zawierać:

* zwrot do adresata
* środki stylistyczne charakterystyczne dla przemówienia (pytania retoryczne, porównania, nawet metafory)

Musi być krótkie i zwięzłe. Już w „Panu Tadeuszu” Sędzia mówił, że „niecierpliwa młodzież teraźniejsza, że ją nudzi rzecz długa, choć najwymowniejsza”.


PRZYKŁAD PRZEMÓWIENIA

Na zakończenie roku szkolnego

Szanowni Państwo! I wy - szczególnie nam bliscy - Drodzy Wychowawcy!

Jakimi słowami mamy dziękować za trzy lata trudów i kłopotów, za wbijanie wiedzy do naszych - jakże często opornych - umysłów? Jak przepraszać za wszystkie wybryki, złośliwości i zwykłą głupotę? Jak prosić, byście nas źle nie wspominali? Znamy tylko trzy słowa: proszę, przepraszam, dziękuję, ale mamy nadzieję, że kiedy płyną one prosto z serca, wystarczą za wszystkie inne.

Dziękujemy Pani Pedagog za wspieranie uczniów w trudnych chwilach, za serce, życzliwość i zrozumienie.

Dziękujemy całemu personelowi szkoły: pani sekretarce, pielęgniarce szkolnej, pani woźnej, paniom sprzątającym i paniom gotującym nam obiady i panom konserwatorom, wszystkim razem i każdemu z osobna za to, że dbali o nas, o czystość szkoły, o całość sprzętu, o nakarmienie nas, o załatwienie spraw formalnych.

Szczególne, wyjątkowe podziękowania kierujemy na ręce Pani Dyrektor, dzięki której szkoła sprawnie funkcjonuje dla naszego dobra.

Jesteśmy w sytuacji podróżnego tuż przed odjazdem pociągu. Przeżywamy smutek pożegnania, ale i nadzieję, że świat, który na nas czeka, okaże się ciekawy i przyjazny. Ta nadzieja miesza się ze strachem; pęd ku przyszłości z żalem za starą, wspaniałą szkołą.

Jeszcze raz dziękujemy, jeszcze raz przepraszamy i jeszcze raz prosimy: pamiętajcie o nas. Będziemy tęsknić.


Myślę ze to dużo wyjaśni



NIC się nie zmieniło
Miałam przyjemność uczestniczyć w rozpoczęciu roku szkolnego dla klas I-IV SP
w szkole, w której sama spędziłam dzieciństwo.
Bita godzina spędzona na twardym krześle z wynudzonym do granic możliwości
7-latkiem, który urozmaicał sobie czas wymienianiem na głos gatunków drzew
widocznych z okna.... mnie doprowadziła na skraj rozpaczy.
Najpierw był uroczyste wprowadzenie pocztu sztandarowego. Potem nierówne
odśpiewanie hymnu narodowego, puszczanego z płyty, tak mniej więcej o pół
zwrotki rozjechanego z żywą publiką. Potem przemówienie nowej pani dyrektor,
która coś tam mówiła, ale nie zarejestrowałam co. Potem przedstawianie
wyższych eminencji w postaci burmistrza oraz całego szeregu radnych, którzy
przyszli robić sztuczny tłum. Potem było żenujące wystąpienie proboszcza,
który wezwał dzieci i wypytywał je o wrażenia z kolonii, miało być dowcipnie,
było do granic możliwości żenująco. Dowiedziałam się, że największą atrakcją
kolonii było ganianie dzieci przez jakiegoś wujka z kijem. Głośno wyraziłam
swoje zdanie, że moje dziecko pojedzie na kolonie po moim trupie Potem była
zbiorowa modlitwa, zapomniałam jaka. Potem było pożegnanie starej pani
dyrektor i przywitanie nowej, przekazywanie kwiatów oraz etcetera. Potem była
prelekcja na temat wybuchu drugiej wojny światowej w wykonaniu miejscowej pani
historyk, z której zarejestrowałam jeno pierwsze zdanie: "wojna jest zgubą
ludzkości" albo jakoś tak.
A potem było szczegółowe wymienianie inwestycji, jakie szkoła poniosła w
ostatnich miesiącach jej działania.
KURWAAAAAAAAAAA. To było rozpoczęcie roku szkolnego dla dzieci w wieku 710
lat!!!!!! ILE one z tego zrozumiały, skoro ja nic nie zrozumiałam?
Znaczy nie, wróć. Ja zrozumiałam. Zrozumiałam, że od kilkudziesięciu lat nie
zmieniło się nic. Mój mąż skwitował to słowami: zmieniło się tylko to, że my
musieliśmy stać, oni mogą siedzieć.....

P.S. Nie ręczę za chronologię wystąpień, mogłam się w tej dziedzinie rąbną



jezycjada-fotki napisała:
> Na końcu książki Bella idzie do
> nowej szkoły - do klasy drugiej. Ergo wszyscy w tej klasie się
znają i powinni
> mieć jakiegoś znanego sobie wychowawcę. A tu wpada do klasy
Dambo, który ku
> ogólnej konsternacji okazuje się być nauczycielem i wychowawcą
(znaczy się
> nowy w tej szkole jest, skoro go dzieciaki nie znają). I zamiast
powiedzieć,
> co z poprzednim wychowawcą (że zaszedł w ciążę, wyjechał do
Anglii, wyrzucili
> go, cokolwiek),

Istnieje jeszcze taka możliwość, że klasa wiedziała, co sie stało z
poprzednim wychowawcą, bo się z nimi pożegnał przed wakacjami,
tylko nie wiedziała, kto będzie nowym i spodziewała się kogoś
znanego.

rozpoczyna do drugoklasistów wykład o tradycji szkoły, żeby
> się absolutnie niczego nie bali, wszystko będzie kul. Tak się
raczej do
> pierwszaków przemawia, nie?

Ja to przemówienie odebrałam jako ekspoze ;-) nowego nauczeciela na
zasadzie: nie lękajcie się mnie, nie jestem taki straszny ;-)

>
> A potem wpada Hajduk, nazywa go Dambem (podpowiadając
uczniom "jakie
> przezwisko będzie tu w użyciu" - skoro Dambo jest nowy w szkole,
to przecież
> nie wiadomo, czy przezwisko się przyjmie, nie? Skąd ta pewność?).
I mówiąc o
> Przeszczepie napomyka "ten od bomby", a Dambo, choć nowy,
wszystko kuma.

Myślę, że temat Czarka musiał być oamawiany na radzie pedagogicznej
przed rozpoczęciem roku, w któraj Dambo uczestniczył.

Dziewi mnie co innego. W liceum klasy są profilowane i uczą się
róznych języków. Dlatego, jeśli ktoś powtarza klasę, to na ogól nie
ma wyboru i trafia do takiej samej tylko o rok młodszej (np. ogólna
z angioelskim i niemieckim). Jeśli Czarek miał powtarzać klasę w
tej samej szkole, to juz przed rozpoczęciem roku, było wiadomo, że
trafi właśnie do Damba. Skąd więc zdziwienie ?

Co do mówienia do Hajduka po imieniu...
Znajomość z domem Żaków/Hajduków/Kołodziejów zapoczątkowana
w "Brulionie" mogła trwać dalej - w końcu, ktoś im tę fizykę musiał
wyjaśniać - nie wierzę w cudowną odmianę Pieroga. Jurek wrócił ze
stypendium i pewnie w tym uczestniczył.
Poza tym Dambo mieszkał u Dmuchawca. Mógł też odbywać w tej szkole
praktyki, jeszcze zanim ta klasa trafiła do liceum.



Kościół: pożegnanie infułata ks. Marszalika
Ksiądz Mieczysław Marszalik był moim "kościelnym konsultantem" w trakcie mojej
pracy w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim. Kierując się zawołaniem Ojca Świętego
Jana Pawła II: "Głoście Chrystusa w domu, pracy, szkole", dbałem, by pod
przygotowywany przeze mnie pod podpis wojewody list gratulacyjny, czy
redagowane przemówienie, wpleść elementy chrześcijańskie. Za wojewodów: Jana
Majchrowskiego i Stanisława Iwana, dzwoniłem do księdza Marszalika, by upewnić
się, kto jest świętym patronem żołnierzy czy strażaków.
Po akcji zbierania podpisów (na ostatnim piątym roku) na Wydziale Teologicznym
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Sekcji w Gorzowie Wlkp., przeciw wizycie w
Gorzowie Wlkp. Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który wcześniej lżył wraz
z Ministrem Markiem Siwcem Ojca Świętego Jana Pawła II, zostałem bezprawnie
usunięty ze studiów (prokuratura stwierdziła poświadczenie nieprawdy), przez
księdza doktora Eligiusza Piotrowskiego - Dyrektora Gorzowskiej Sekcji - który
wcześniej na wykładach dał się poznać jako apologeta stanu wojennego i
Wojciecha Jaruzelskiego. Na studia powróciłem z wyrokiem Naczelnego Sądu
Administracyjnego w Poznaniu, który stwierdził, że wyrzucenie mnie ze studiów
nastąpiło "z rażącym naruszeniem prawa".
Gdy w prokuraturze i sądzie trwała batalia o moją sprawę, do księdza
Mieczysława Marszalika moi rodzice wystosowali list (polecony, za zwrotnym
potwierdzeniem odbioru), by ksiądz Marszalik umówił nas na spotkanie z
ówczesnym Ordynariuszem Diecezji księdzem biskupem Adamem Dyczkowskim. Mimo
upływu kilku lat dostarczony skutecznie list pozostał bez odpowiedzi...




Obiecałem sobie, że do tematu 1 LO postaram się już nie wracać, obiektywnie
rzecz ujmując osiągnąłem w życiu sukces i nie powinienem wracać do czegoś co
było już jakiś czas temu. Ale irytuje mnie, kiedy co jakiś czas w rzeszowskich
dziennikach czytam jak ludzie to wszystko zawdzięczają I LO. Hipokryzja
profesorów z I LO jest zatrważająca.

Panie profesorze Ochenduszko (dla pana akurat pozdrowienia, bo był Pan OK), czy
w I LO nadal praktykuje się umieszczanie martwych dusz na listach z zajęć
fakultatywnych bo ministerstwo dopłaca szkole "od głowy"?

Czy nadal przepycha się z klasy do klasy uczniów, których rodzice płacą ciężką
kasę na kolejne remonty rozsypujących się sal, podczas gdy uczniowie nie mający
zamożnych rodziców takich szans nie mają?

Czy nadal jedyną szansą na dostąpienie zaszczytu rozmowy z dyrektorem jest
wygranie olimpiady (jak było w moim przypadku) bo w normalnych okolicznościach
zwykły śmiertelnik nie ma na to szans?

Czy nadal pielęgnuje się manię wielkości wydając (jakże potrzebne) publikacje
typu "Przemówienia dyrektora I LO w Rzeszowie na pożegnanie absolwentów"?

Czy aktualny pozostaje plan oplecenie budynku I LO bluszczem, co podobno stanowi
symbol przynależności do elitarnej grupy szkół w Europie?

Panie Kisiel, renomę buduje się nie na bluszczu czy pożal się Boże mundurkach,
ale poszanowaniu i zrozumieniu młodszego człowieka. W "Polityce" jaki czas temu
ukazał się artykuł "I'm lepszy", o szkołach w których wychowuje się sukces, ale
zabija człowieka. Pisali m.in. o młodych ludziach, którzy po opuszczeniu swojej
szkoły lądowali u psychoterapeuty. Mój psychoterapeuta twierdził, że na 10 osób
w wieku szkolnym które przyjmuje, 4 są z pierwszego. Jak już pisałem, może nie
powinno mnie to obchodzić, bo mi się udało, ale znam też takich, którzy nie dali
rady. Dlatego nie mogę znieść myśli, że ktoś mógłby powiedzieć, że sukces
osiągnąłem dzięki temu, że ukończyłem I LO.



Tia...
Powiedz to chłopakom z Westerplatte, spod Arsenału czy Monte Cassino. Wytłumacz
im, że walcząc (i ginąc) popełniali zbrodnię.
Nie sądzę, by robili to w imię ww. "starców" którzy wpakowali ich (nas)
w "kabałę". Zdaje się, że zapomniałeś, kto rozpetał tę zawieruchę.
Chyba się jednak nie rozumiemy...

A co do honoru, to zacytuję fragment wywiadu z prof. Marianem Dziewanowskim,
żołnierzem Września (z sobotniej "Rzeczpospolitej"):

>>>Rozmowa ze starym szwoleżerem

- Panie profesorze, co to jest honor?

- Wie pan, to niesłychane! Ja mam to panu tłumaczyć? Jeden z amerykańskich
słuchaczy mego wykładu zadał mi niegdyś identyczne pytanie. Odpowiedziałem, że
niepotrzebnie trudził się, przychodząc na wykład. Honor to coś, co się czuje,
nie zaś racjonalizuje. Splamienie honoru oficera mogło prowadzić do pojedynku.

- Pojedynkował się pan?

- Nie dawano mi okazji. Chyba zbyt dobrze władałem bronią.

- Czy obecne młode pokolenie Polaków zrozumiałoby, o co chodziło ministrowi
Józefowi Beckowi w jego majowym przemówieniu w Sejmie w 1939 roku? Mówił wszak
o honorze?

- Niczego by nie zrozumiało, tak jak ja, niestety, przestaję rozumieć język
młodego pokolenia, gdy odwiedzam Polskę. Uważam, że między moim pokoleniem,
wychowanym przed drugą wojną, i obecnym, wychowanym w latach po PRL, zerwana
została łączność kulturalna.

- Do czasu hitlerowsko-sowieckiej okupacji dzieci polskiej inteligencji
wychowywano w duchu idei romantycznej, z naciskiem na kult bohaterstwa i
poświęcenia dla ojczyzny. Czy zgodzi się pan, iż po moralnie rozchwianym
okresie PRL społeczeństwo weszło na nieznany teren?

- Oczywiście, że tak.

- Czy można więc zaryzykować twierdzenie, że wiek dwudziesty zaistniał w Polsce
szczątkowo, nie zaś w formie rozwoju znanej na Zachodzie, i że doprowadza to do
zjawisk, z którymi Zachód dawno się pożegnał? Po prostu nadrabiamy stracony
czas.

- Chyba tak, choć naukowo trudno byłoby to udowodnić. Weźmy jednak sprawę
korupcji, tak modną obecnie w Polsce. W II Rzeczypospolitej to zjawisko również
istniało, lecz inne bywały nań reakcje. Gdybym to ja poszedł do znajomego
wyższego oficera w Ministerstwie Spraw Wojskowych i zaproponował mu milionową
łapówkę za protekcję na przykład u ministra, on najpierw pomyślałby, że
zwariowałem, następnie wezwałby żandarmerię. Moja inicjatywa zostałaby ukarana
na samym wstępie.

- Czy bylibyście ze sobą po imieniu?

- Wątpię. Musiałby to być mój krewny, przyjaciel z dzieciństwa lub kolega
szkolny. Oficerowie w pułku nie bywali ze sobą po imieniu. Bruderszaft to była
rzadka ceremonia, którą zaproponować mógł jedynie starszy wiekiem i stopniem.
Większy był dystans między ludźmi, mniej skundlenia. Myśmy żyli w innym świecie
niż obecna Polska.

- A w obecnej Polsce widzi pan skundlenie?

- Okropne. Boli mnie to, ilekroć bywam w kraju: naród, który zdobył się na taki
czyn zbrojny sześćdziesiąt lat temu, jest obecnie tak skundlony. Skandale są
obecnie gorsze niż w najgorszym okresie przedwojennym, a ta nieszczęsna grupa
ludzi nazywających się klasą polityczną... Myślę, że dobrze opisała tę "klasę"
Anastazja Potocka wierszykiem: "Kto zdjął gacie w Senacie, a kto zdejmie w
Sejmie". Ot, i dzisiejsza kultura polityczna w Polsce...

[I konkluzja:]

...gdyby nie ci ośmieszani szwoleżerowie, ich poczucie honoru i wola służby
ojczyźnie, mogłoby w przeszłości więzi narodowej zabraknąć. Kim bylibyśmy bez
nich? Ale jeśli dziś pan inaczej uważa, to może dziś ma pan rację. Podobno w
gównie zawsze cieplej. Ale to już beze mnie, panie, beze mnie...


#
całość:
www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_030531/plus_minus_a_6.html



Szablon by Sliffka (© Projekt badawczy Polska-Namibia 2010)